piątek, 17 lutego 2012

Ósmy kwietnia, poniedziałek

Ósmy kwietnia, poniedziałek




   Babciu!
   Piszę do Ciebie list". Jest całkiem ciemno i niekoniecznie widzę swoje koślawe litery. Gruby tusz długopisu powoli kończy swój żywot, a ja dalej piszę. Myślę, jak tam jest, jak się czujesz? Jestem sama. Sama, w pustym pokoju czekam na zbawienie,może przyjdzie, na razie czekam na jutrzejszy dzień, może będzie lepszy, kocham Cię najmocniej na świecie, 
Iga. 


   Takimi słowami zaczął się mój prozaiczny list, którego pisałam pod impulsem i za jego też sprawą
wcisnęłam to zawiniątko w ciasną szczelinę pomiędzy szufladą a kawałkiem drewna.
  Tak bardzo tęsknię, za tym co jeszcze niespełna rok temu wydawało mi się normą. Za ciasnym mieszkankiem na Żoliborzu, za comiesięcznym stresem związanym z opłata rachunków, zapach świeżo mielonej kawy o poranku, wspomnienia wracają.
   Tak na prawdę nie wiem jak to się stało. Ostatnie dni życia mojej babci spędziłam w szpitalu. Czuwałam przy metalowym  łóżku stojącym w sali numer pięćdziesiąt trzy. Dokładnie pamieęam ten dzień. Środa, 19:18, trzymałam moja babcie za bladą i chuda rękę, płakałam, bo czułam, że ja tracę, płakałam, bo czułam, że nie przeżyjemy razem kolejnego roku, i czułam, że to koniec. Co ja miałam wtedy właściwie robić? Już nie było sensu ja pocieszać, bo babcia tez to wyczuwała. Czasami mam wrażenie, że babcie kochają nas bardziej niż nasi rodzice. Żarówka powoli się przepalała, i nadeszła 19:19, żarówka zgasła, a wraz z nią zmarła moja babcia... Przegrała walkę z rakiem...Poszłam po pielęgniarkę, bo wiedziałam, że będzie tylko gorzej...
   Teraz, kiedy wspomnienia wracają jest mi tak strasznie przykro. Przykro, że choroba zawitała akurat do naszego mieszkania, że choroba wybrała własnie Ciebie, spośród tylu ludzi na ziemi... A może to był znak?
   Ale znak do czego? Pożyjemy, zobaczymy, wszystko wyjdzie w praniu, tak mówiłaś, to były Twoje ulubione powiedzenia, a teraz ja mogę je powtarzać nieudolnie naśladując Ciebie...
   A teraz zejdę na dół i porozmawiam z niby rodzicami, bo tak na prawdę nie mogę ich nazwać rodzicami, tego budynku nie mogę tez nazwać domem. Dom, to ciepło tworzone przez członków rodziny, do, to miejsce spotkań, a nie kawałek cegły złączonych ze sobą w którym dwóch służbistów i ich równie służbowa córka zostawiają sobie wiadomości na papierowych kartkach...
   A potem  umyję się i pójdę spać sen dobrze mi zrobi, jutro będzie lepiej, w końcu moja babcia zawsze tak mówiła...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz