wtorek, 24 kwietnia 2012

Dziewiąty maja, czwartek.

Dziewiąty maja, czwartek. 


Babciu! 
Nie pisałam do Ciebie przez ostatni tydzień. Jestem na siebie zła. Czuje się trochę, jakbym przez cały tydzień nic do Ciebie nie mówiła. Spanie, jedzenie i myślenie kompletnie mnie "pochłonęły". Oczywiście w cudzysłowie. Praktycznie cały dzień siedzę sama w domu. Majówka za pasem, ale szczerze powiedziawszy po tym kilkunastodniowym siedzeniu pod kołdrą mam ochotę po prostu pooddychać świeżym powietrzem. Nie pamiętam kiedy ostatnio byłam na spacerze. 
Okropnie się czuję. Tak bardzo za Tobą tęsknię. Tak bardzo chciałabym Cię teraz zobaczyć. Poczuć ciepło Twojego oddechu, dotknąć Twojej twarzy, posłuchać głosu, zobaczyć uśmiech.  Nie ma dnia, w którym nie myślałabym co byśmy teraz robiły, o czym byśmy rozmawiały...
Dam radę, muszę wytrzymać. Kto wie, ile mi jeszcze zostało? Pewnie być teraz na mnie nakrzyczała, żebym tak nie mówiła. Nie będę. 
Kocham Cię, 
Iga. 




-Mogę? - Niby Tata nie czekając na odpowiedź, której nie uzyskał przeszedł przez próg.- Musimy porozmawiać.
   Milczę.
-  Jak wiesz, Justyna wyjechała. To koniec. Nigdy nam się nie kleiło. Nie było sensu tego dalej ciągnąć. Jakis czas temu w pracy...
   A potem tak wyszło. Tak, przecież wiem jak to się skończy. Niby Tata ma kobietę,m nie pamięta o Niby Mamie, wszystko ma gdzieś, mam wrażenie, że przyszedł tylko po to, by mi coś zakomunikować. "Mam kobietę, chcę żebyś wiedziała, dziękuje, do wiedzenia. "
- Tak na prawdę znałem ją wcześniej, przyjaźnimy się. - przyjaźnimy się. Dziękuję za informację. Milczę- Odezwiesz się wreszcie? Masz coś przeciwko, żeby się wprowadziła?
- A mam jakieś wyjście? Proszę, niech się wprowadza.- ciężko było mi to mówić. Znów coś nowego w moim życiu. Jakbym miała mało problemów i zawirowań...
-To ja lecę. Wygrzewaj się. Jeśli będziesz coś chciała to zawołaj Rozalię. Lecę, pa.
-Pa. - odpowiedziałam prawie bezgłośnie.

   Niby Mama napisała kolejnego e-maila, który jak zawsze jest dziwnie krótki...
Hej!
Co się dzieje? Ostatnio nie piszesz.  ja tez, to prawda, ale mam setki szkoleń, konferencji i spotkań. Do późna siedzę w pracy. Napisz, co u Ciebie. Przyznam się, że trochę za tobą tęsknię. 


Trochę. Przyznam, ze szczerość Niby Mamy mnie zadziwia. Odpiszę.

Hej! 
Nie wiem co mam Ci pisać. Nic ciekawego się nie dzieje. Miłej pracy. Też trochę tęsknię...
Iga. 




   Otworzyłam na chwilę okno, przed chwilą była burza. Uwielbiam zapach tej świeżości, soczystych liści, które idealnie komponuje się z zapachem suszonej lawendy  roznoszącym się po moim pokoju. Wreszcie chociaż na chwile mogę pooddychać świeżym powietrzem. Moc jaka mi daję nie umiem opisać. Moc życia, ale przede wszystkim chęci...



wtorek, 17 kwietnia 2012

Drugi maja, czwartek.

Drugi maja, czwartek. 


Kochana! 
Uwielbiam opisywać niebo. Dzisiejsze; o kolorze kobaltowym, muśnięte białym pędzlem, wykończone deszczem. Jaka piękną miało ono barwę.  Czystą, soczystą i przepełnioną naturą. Uwielbiam niebo. 
Zastanawiam się co teraz robisz. Być może pijesz poranna kawę, a może śpisz? 
Ja znów wyskoczyłam na kilka sekund z łóżka, by wrócić z kartka papieru, kolejną i długopisem, który powoli sie wypisuje., ciągle zapominam kupić nowy... Czuję się fatalnie. Chyba to leżenie zamiast mnie leczyć, wspomaga chorobę. Nie wiem jak, ale złapałam przeziębienie. I zamiast wyjść z łózka po tygodniu, lub dwóch wyjdę po trzech, góra czterech. Przypadek? Raczej pech...
Mam nadzieję, że szczęście przyjdzie we właściwym momencie i zaszczepi we mnie tę nadzieję, że będzie lepiej. 
Kocham Cię, i trzymam los za słowo, Ty też trzymaj i wierz, 
Iga. 


   Znów pada. Mamy maj, a Warszawa niczym Suwałki zimą. Ale to w sumie dobrze. Nie muszę żałować, że nie mogę wyjść z łózka.  Popijam gorąca herbatę, która przyniosła mi gosposia i spędzam kolejne godziny przed komputerem. Pusto patrzę się w ekran, szukając czegoś co chociaż na kilka godzin pochłonęło by moja uwagę. Gram w pasjansa, oglądam filmy i wykonuję kolejne kliknięcia myszka. Niedługo wyjdą mi oczy.
   Tak bardzo chciałabym mieć kogoś. Tylko kogoś. Nie musiałby być za duży, nie za chudy. Żeby mnie kochał. Żebym mogła znów poczuć to, co czułam będąc kilkulatką. to spełnienie i miłość, to uczucie, że mam dla kogo zyć, to uczucie, że jutro obudzę się z uśmiechnięta twarzą, z myślą, że zaraz ujrzę... mają babcię... Dalej nie umiem zyć. Porównuję się do małego noworodka, który uczy się świata od podstaw.
   Ciekawe co robi teraz mama? A Niby Mama? Mam dwie Mamy? Niby Mama pewnie już wczesnym tankiem ubrała biała koszulę i pobiegła na konferencje, wypijając przy tym kolejne kubki czarnej, mocnej kawy. Mama zapewne zwiedza dżunglę, albo pustynię Gobi. Tacy są moi rodzice.   Estera pewnie a amerykańskim akcentem prosi o Colę, która wyjmują z materiałowego plecaka.
    Przypomia mi się mój ulubiony wiersz; "Do M." Mickiewicz tak prawdziwie to napisał. Nawet kiedy wszystko odejdzie zostanie w pamięci i nie da się tego z niej wymazać. Nie da się wymazać wspomnień całego życia. Będzie się pamiętać smutki, radości, chwile załamania i grozy. Bo ludzka pamięć to nie komputer, nie da się kliknąć i zapomnieć...

wtorek, 10 kwietnia 2012

Pierwszy maja, środa.

Pierwszy maja, środa. 

Kochana! 

Skończyło się leżenie w sztywnej pościeli, która pod wpływem mojego użytkowania stała się gładka i miękka. Dobrze jest wrócić do technicznego niby domu i popatrzeć na fotografię, dumnie spoczywającą na stoliku nocnym. Twoja fotografię. Trochę niewyraźną, w fioletowym fartuchu, pamiętam ten dzień. Gotowałaś wtedy... nie pamiętam co, ale wiem, że to było w kuchni. Wśród oparów, pięknego zapachu i miłości.  Dziś wychodzę z więzienia chorych i powiem Ci, że niespecjalnie się cieszę. Wrócę sama do domu, rozpakuję się i będę pić kolejne litry zielonej herbaty, która w zaskakująco szybkim tempie ubywa ze słoiczka... Ostatnio zaczęłam myśleć o tęsknocie i pustce bardziej intensywniej. Kiedy leżę w łóżku patrząc jak zahipnotyzowana w okno dużo  myślę. Nawet będąc gimnazjalistką nie mogę pojąć śmierci. Ten żal, który rozrywa od środka, który bardzo silnie  daje o sobie znać... Czasami tak bardzo tęsknie, tak wiele łez tracę, i budzę się kolejnego dnia, jeszcze nie otwierając oczu i mam wrażenie, że zaraz przyjdziesz i mnie obudzisz, a potem otwieram oczy i ukazuje mi się szara rzeczywistość.... Wierzę w cuda, i w to, że kiedyś to się zmieni, kiedyś...
Kocham Cię,
Iga. 


    Zgodnie z zaleceniami zaszyję się w pokoju sama ze sobą. Tylko łózko i ja. Przepraszam no i oczywiście czasami niby Tata. Tak bardzo zadziwia mnie świat. Coraz częściej nie dostrzegamy i nie doceniamy takich prozaicznych rzeczy, jak na przykład mówienie. Piękne polskie słowa, takie których używało się w tym mieszkaniu, w tej dzielnicy zastępuje się innymi, bo tak łatwiej, nikt nie dostrzega teraz wartości słowa "przepraszam", zastępujemy go szybkim "sorry", bo tak łatwiej. babcia nie tak mnie uczyła. Jak bardzo za nią tęsknię, jak bardzo chciałabym ja teraz przytulić....
     Moje zdrętwiałe ręce ledwo piszą kolejne litery i słowa, moja głowa ciężko i mozolnie tworzy kolejne zdania....
    Przez moją głowę przechodzi milion myśli. O tym, kiedy będę mogła zajrzeć na cmentarz, o szkole, o tym, co robi niby Mama. Własnie, niby Mama.  Sięgam po laptopa i wpisuję dokładnie hasło do poczty. jest, e-mail, miała czas żeby napisać, to już sukces....

Iga! 
Wiesz, że nie umiem pisać wzruszających i szczerych e-mailów, chcę Ci tylko powiedzieć, ze u mnie wszystko dobrze, pojechałam na próbę, dostałam kontrakt na dwa lata. Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko dobrze, pozdrawiam. 




    Jak zwykle zimna i zapracowana. Ale doceniam to, że chociaż była chętna napisać te kilka zdań. Odpiszę, tylko co? Tez takie sztywne słowa? Szczerze pisze do babci, niby mamie nie ufam tak bardzo...


Hej! 
U mnie wszystko dobrze, żyję, życzę Ci miłej pracy, napisz coś czasem. 
Iga. 


Przeraża mnie ta skromność zdaniowa, ale o czym miałam jej napisać? W szpitalnej białej dziurze? Czy może o tym, jak to "świetnie" dogaduję się z niby Tatą? Raczej nie. Rozstali się, myslą, że nic nie wiem. Teraz nawet moi zastępczy rodzice są daleko od siebie, nie tak wygląda rodzina. 
Teraz zakopię się w łóżku, niczym niedźwiedź i zasnę, sen znów dobrze mi zrobi...


środa, 4 kwietnia 2012

Dwudziesty czwarty kwietnia, środa.

Dwudziesty trzeci kwietnia, środa.


Babciu!
Kiedy tylko wrócę do domu i do pokoju, który ostatnio kojarzył mi się tylko z zimnem i samotnością przepisze ten list w właściwe miejsce, nie zostawię go na małej, niezbyt ładnej kartce. . Teraz chcę wrócić, zaparzyć sobie herbatę i spokojnie poczytać książkę. Och, muszę się nauczyć doceniać to dobro, które mimo, że wydaje się dziwne, nieswoje i obce. Z którego chcemy się wyrwać, a kiedy już uda nam się i kiedy mamy szansę na coś innego, tęsknimy za tym pokoikiem i tym ciepłem. 
Jak pewnie widzisz w moim życiu czasem lepiej, czasem gorzej, ale idę dalej i nie zatrzymuję się. Pech ciał, że musiałam wylądować w szpitalu przy tej białej, strasznie białej ścianie... 
Kocham Cię, i mam nadzieję, że Ty mnie też. 
Iga.


   Drugi dzień konfrontacji z tą dziurą, niekończącą się przepaścią. Nawet nie wiedziałam, że można tak myśleć o białej ścianie...
   -Dzień Dobry, jak się spało? - spytał ordynator, który właśnie w rutynowo białym fartuchu wszedł do mojej sali, zasłaniając widok na obiekt moich przemyśleń.
- Dobrze, czuję się już lepiej, mam złamaną nogę, prawda? - spytałam tylko dla przedłużenia rozmowy, sama wyczułam nieprzyjemną niespodziankę przy nodze- Kiedy będę wypisana?
- Myślę, że jak wszystko dobrze pójdzie, za trzy dni się rozstaniemy.
   Obejrzał dokładnie moja nogę, zbadał mnie, popatrzył na kartę informacyjną, grzecznie się pożegnał i ślad po nim zaginął, poszedł do następnego pacjenta.
    Wygodnie ułożyłam swoje trochę zdrętwiałe ciało i nerwowo zaczęłam obmyślać plan na dzisiejszy dzień, który był do przewidzenia; łóżko, ściana i ja. Przepraszam, może ktoś mnie odwiedzi...
     Schowałam ramiona pod szpitalną kołdrą, która nawet w połowie nie przypominała tej ciepłej, przesyconej naszym zapachem, zapachem domu i bezpieczeństwa. Ta wykrochmalona, sztywna i nieprzyjemna. Sięgnęłam po książkę, która ostatnio przyniosła mi Rozalia, mimo, że wybór nie był w moim repertuarze, zdecydowałam się chociaż dać temu egzemplarzowi szansę... Przekartkowałam szybką książkę, pociągając lekko nosem, w celu poczucia zapachu, tak to była nowa książka.
     Zaczytana pochłaniam kolejne strony i wymyślam kolejne sposoby na to, by było mi cieplej. I w sercu i w ciele. Jest coraz lepiej, zrozumiałam, że można stawiać pierwsze, trochę nieudolne kroki w życiu bez pomocy, choćby babci...

niedziela, 1 kwietnia 2012

Dwudziesty trzeci kwietnia, wtorek.

Dwudziesty trzeci kwietnia, wtorek. 


Kochana! 
Dziś list pisany na skrawku papieru, ledwo piszącym długopisem. Z przyczyn Ci nie znanych. Może potem Ci powiem, na razie nie mam czasu. Tak, wiem, pewnie zdziwisz się, że własna wnuczka nawet nie może Ci powiedzieć co się stało, ale dziś po prostu mnie wszystko przerosło. Czasami po prostu mam ochotę... Nie, nie napisze tego. Wszystko na mnie spadło. Tak bardzo brakuje mi Ciebie. Szczególnie wtedy, kiedy w środku nocy, przyćmiona światłem księżyca płacze w tą błękitna poduszkę, topiąc w niej swoje łzy, czekając na dzień, kiedy to nadejdzie dzień, i kiedy będę mogła zapomnieć o tej nieszczęsnej nocy, pochłonięta obowiązkami dnia, ale potem znów przychodzi noc... 
Kocham Cię,
Iga. 




-Iga, Iga, słyszysz mnie, otwórz oczy, IGA!- jakby zaćmiona ledwo usłyszałam...
   Z trudem otwieram ciężkie powieki, które zaraz i tak się zamykają, tylko na znak, że słyszę. Tak, to był głos gosposi, pewnie była jedyna osoba w domu, i akurat przyjechała. Znów otwieram powieki i upewniam się, tak to ona. Stoi w długiej spódnicy, która sięga jej do kolan, i nerwowo gniecie w dłoni koronkową bluzkę.
   Po pięciu minutach odzyskałam pierwsze cząstki sił, byłam w stanie coś powiedzieć.
- Co się stało, pamiętam, że szłam ulicą? -Tak, szłam i dalej nie pamiętam- Rozalia, gdzie ja jestem?
-W szpitalu. Potrąciło Cię czarne Audi, nie zdążyło zahamować... Co robiłaś na Żoliborzu?
- Nic, coś mi jest?- Nie byłam jeszcze na tyle świadoma, żeby ocenić wielkość ran.
- Nic poważnego, ale...- I  w tym momencie moje powieki zamknęły się bez mojej zgody i zapadłam w sen. Ciało miałam bezwładne. Tylko spałam.

                                                                  Trzy godziny później


    Obudziłam się po około trzech godzinach. Pierwsze co przykuło mój wzrok to ściana. Przerażająco blada ściana. Biała. zawsze, kiedy spędzałam te bezsenne noce u babci w szpitalu były białe ściany. Teraz tenże kolor kojarzy mi się ze śmiercią. Nie czarny, jak wydaje się  wielu, tylko biały. taka pustka. Taka dziwnie przerażająca pustka, która się nie kończy, patrzałam w tą niczemu winną ścianę jak zahipnotyzowana.




   -Dzień Dobry, Iga, prawda? - zapytał starszy lekarz z brodą, który właśnie przekroczył próg sali, w której leżałam. Wpatrywałam mu się przez chwilę, póki nie spostrzegłam się, że trzeba  coś odpowiedzieć na to ni pytanie, ni zdanie.
-Tak, to ja. Doktorze, co mi jest? - dalej ciężko mi się mówiło i oddychało.
- Jeszcze nie wiemy. Miałaś wypadek.  Musisz się tu zadomowić, prędko nie wyjdziesz. Z Twoją chorobą taki wypadek jest bardzo niebezpieczny. trzymaj się. - wyklepał regułkę i wyszedł. Z Twoją chorobą.

   Zostałam sama w przerażająco zimnej i nieprzyjemniej sali. Znów skupiłam się na ścianie. Mam czas na przemyślenie wszystkiego. W końcu chciałam  sobie wszystko poukładać, ale nie w takich okolicznościach...
    Znów tak wiele problemów spadło na mnie naraz. Trzask, i są. I nikt się tym nie interesuje, bo poco...