sobota, 19 stycznia 2013

16 października, środa.

Szesnasty października, środa. 

Babciu!

Wreszcie nadszedł długo oczekiwany przeze mnie czas. Uśmiecham się. Żyję pełnia szczęscia. idę ulica trzymając pomarszczone, żółty liść i po prostu sie cieszę. 
Piję zieloną, czarną, albo czerwową herbatę w przezroczystym kubku i po prostu sprawia mi to radość. Że tutaj siedzę, że mogę w spokoju odpoczywać nie martwiąc się. Chemia się zbliża. Ale juz teraz wiem, że wytrzymam. 
A może domyślasz się co sprawia mi tak wielką radość?
Niby tata. jej, jeszcze kilka miesięcy temu nie pomyślałabym, że zaczniemy chodzić tak po prostu na spacer. Że nie będę pamiętała o Niby mamie, która mnie zostawiła, że nadejdzie taka chwila gdy prawdziwych rodziców odłoże w niepamięć. Wreszcie nadeszła. 
Kocham moje zycie a zarazem nienawidzę. Ale dziekuję. 
Zawsze kocham, tęsknię i czuwam przy tym czarnym nagrobku stale. 
Iga... 

Park Saski. Złota jesień. Szybki bieg. Wspaniały. Nawet nie sadziłam, że dam radę. Niby tata o poranku wkraczając do mojego pokoju póxnym popołudniem obwiścił: idziemy biegać. Po prostu. Na koniec tylko uśmiech. Te krople potu spływające po czole wylały ze mnie wszystkie złe emocje. Wszystkie smutki, które trzymałam w sobie przez dłuższy czas. Dziękuję Ci losie.
Tego pięknego dnia nic nie popsuje. Czuję się niczym... orchidea. Która po długim czasie ożyła. Z suchego badyla wreszcie wyrósł pak, z którego może kiedys wyrośnie cudowny kwiat...
Dziękuję po raz wtóry Ci losie. 

wtorek, 15 stycznia 2013

15 października, wtorek

Piętnasty października, wtorek


Droga Pani!

Chyba umieram, albo po prostu sie wypalam. Nudne to juz wszystko . Wstaję, myje się potem ubieram i zwykła niezwykłość. czasem popłacze, choć juz rzadziej. Nikt niczego nie zauważa, nikt nie zauważa, że nic nie mówię, że tylko oddycham, trochę zjem, śpię. Nie zdam do następnej klasy, ale nie czuje sie na siłach by chociaz zajrzeć do książki. Nakrzyczałabyś. Nie sadze, że za oceny, tylko za to, że sie poddaję, że nie walczę, poddaje się, bo nie chce mi się. Przepraszam. Nie wiem, który to list do Ciebie i nie wiem jak długo będe zyła. Przeciez mam raka. Zapomniałabym. Niedługo wizyta z szpitalu. Kolejna chemia, zabije mnie?  Nie wiem, osłabi. Kocham Cię.

I. 

Dzisiaj płatki na śniadanie smakowały jakoś bardziej.Droga do szkoły wydawała sie krótsza, a dzień minął szybciej i spokojniej. Czas się spieszy?
Nie mam siły pisać, reka drętwieje, długopis odmawia posłuszeństwa a oczy pieką... 

środa, 27 czerwca 2012

Dwudziesty drugi maja, wtorek.

Dwudziesty drugi maja, wtorek.


Babciu!
Kolej ne minuty, godziny i dni bez Ciebie, kolejne chwile spędzone w pokoju, bez usmiechniętej twarzy i głosu, który można by porównać do lilii , delikatnej, nieco zagubionej, ale jakże fascynującej. Wiesz, że mimo, że mineło juz tyle dni, że przezyłam bez ciebie juz tyle chwil to ne jest łatwiej, co może byc łatwego w byciu samym? Mimo, że chcę być silna, wstawac w usmiechem na twarzy rto nie umiem, a nawet jesli sie staram ostatnimi czasy mi to nie wychodzi....
A moze teraz tak trochę bardziej optymistycznie.... Kocham cię.
Iga. 


   Ostatnio stwierdziłam, że musze sobie dac czas. Na chwile odciąć sie od rzeczywistości i odpocząć; od szkoły, rodziny, nawet od samej siebie. Nie poszłam o szkoły. Chciałam po prostu poczuć się sobą. Igą, która zna swoja wartość, która nie usypia ze zmęczenia i wreszcie, która wie na czym stoi. poukładałam sobie w głowie fakty.
   Mamy maj, mamy koniec maja, bynajmniej a w Warszawie, która potrafi byc piękna pada. krople deszczu rytmicznie stukając w moje okno sprawiają, że staję sie coraz bardziej senna, leżąc na jasminowej pościeli.
  Takie to moje życie szare, pozbawione sensu, nie ma w nim przypływów szczęścia, jest tylko plus i minus. Budzę się z plusem, dobrym humorem, następnego dnia z minusem złym humorem, czasami jestem równa się, i to jest najgorszy stan. Nie wiem co mam robię, płakać nad sobą, czy śmiać się, bo płaczę.
   Pójdę na cmentarz, może chociaż to da mi ukojenie w tej nijakości, idę. 

czwartek, 14 czerwca 2012

Dziewiętnasty maja, niedziela.

Dziewiętnasty maja, niedziela.


Kochana!


Ostatnimi czasy wszystko zajęło mnie w całości. Biegam z jednego miejsca w drugie, coraz częściej nie mam czasu dla siebie. I dobrze. Nie myslę o tym wszystkim, o kochance niby Taty, o szkole, i o tych wszystkich problemach. Choć dzis dzień był dziwny. Mozna by go nazwać dniem wspomnień.
Jak chyba co weekend, nie zaskoczę Cię byłam na Żoliborzu, tak znów czułam ten specyficzny zapach panujący tylko w tej dzielnicy. Zajadając się lodami kawowymi układałam w głowie wydarzenia minionego tygodnia. Dzieje sie tak dużo, że nie wiem od czego zacząć, może od tego, że czuję, że żyję. Mam dla kogo wyjść z domu, zrobić zakupy, spraw by było tak dalej. 
Kocham Cię bardzo, najbardziej,
Iga. 


- Iga, Iga obudź się, ty wiesz która godzina? Iga!- Głos, który obudził mnie tej słonecznej niedzieli wydawał się znajomy, a zarazem obcy.
   Z trudem podniosłam ociężałe powieki i wyciągnęłam ręce w celu przeciągnięcia się. Nade mną ujrzałam blondynkę o jasnych, dużych oczach, juz nie miałam wątpliwości kto to był - Iza, kochanka Niby Taty. Dlaczego tak piękny  poranek został tak doszczętnie zepsuty...
- Hej, wstawaj, już dziesiątej - w tej chwili usłyszałam w jej głosie niepewność- mam pomysł na dzisiejszy dzień; tylko ty, ja i centrum handlowe, zgadzasz się?
-A mam inne wyjście?
-Zawsze możesz mnie wygonić z pokoju i wyklnąć nie odzywając się do mnie więcej.
-To mi tez przeszło przez myśl- zasmiałam się- okej, za pół godziny będe na dole.
   Na jej twarzy ujrzałam uśmiech, taki szczery ludzki, wydawała się być normalna, nie tak służbowa jak Niby Mama, nie tak zimna jak ona, przepełniona miłością.

                                                                  *pięć godzin później*


   Wymęczona padłam. To był piękny dzień. Mimo, że spędzony we wczesniej nielubianym przeze mnie towarzystwie okazał się wyjątkowo miły.
   Minuty śmiechu, łez i rozmów przypominały mi babcię. My tez tak chodziłyśmy, rozmawiałyśmy i śmiałyśmy się. Byłysmy. 

niedziela, 10 czerwca 2012

Jest ktoś jeszcze?

Hej :) 


Nie pisałam już baaaardzo długo i ubolewam nad tym. Jest ktoś jeszcze po drugiej stronie ekranu? 
Kończy się rok szkolny, ostatnie sprawdziany, poprawki nie dają mi spokoju. Przyszły tydzień będzie dla mnie ciężki. Nazbierało się mnóssstwo spraw. Na dniach postaram się coś dodać.
Ale chciałam jeszcze o coś Was zapytać :D 
Czy wśród was byłby ktoś zainteresowany drugim, kulinarnym blogiem? Wiele gotuję, piekę i coraz częściej wymyślam nowe przepisy. dajcie znać :D Przy tym zostanę, oczywiście, ale chciałam stworzyć cos świeżego, trochę bardziej lekkiego. 

Na końcu przepraszam za nieobecność, jak juz wspomniałam niedługo cos sie pojawi, czekam na komentarze :) 
Pa :D 

czwartek, 24 maja 2012

Osiemnasty maja, sobota.

Osiemnasty maja, sobota.


Babciu!


I znów nadeszła sobota, nadrabiam zaległości szkolne, wygrzewam się w słońcu, oddycham świeżym powietrzem. Prawie codziennie staram się uciekam gdzieś na spacer, potem zaglądam na cmentarz, trochę popłakuję, ale wiesz co? Jest o wiele lepiej.  Już nie zapłakuję nocy, już nie skręcam się z płaczu.
Choć czasami oglądając zdjęcia, trochę zniszczone przez czas, niektóre nieco podarte, inne zachowane w stanie idealnym nie mam siły na tą walkę, nie mam siły walczyć z tym wszystkim, ale z dnia na dzień jest coraz lepiej, budzę się rano i chcę wstać z łóżka. Cieszy mnie to, że minął ten czas, kiedy w piżamie spędzałam całe dni, płacząc, nie jedząc, nawet się nie czesząc, będąc w totalnej rozsypce. Życz mi, abym nigdy nie zapomniała ile ciepła mi dałaś i ile życia wnosisz do mnie każdego dnia, mimo, że Ciebie juz nie ma. 
Iga.


   Zapukałam w dębowe drzwi mieszkania numer 3. Mimo, że miałam klucze, czekałam , az kobieta poznana jakiś czas temu mi otworzy.  Nie doczekałam się, po około pięciominutowym czekaniu postanowiłam wygrzebać klucze  z dna torby i sama wejść do mieszkania. Kiedy wreszcie uporałam się z kluczami  zaczęłam nerwowo krążyć po mieszkaniu. Nikogo nie było, zostawiłam zakupy, resztę, kartkę i poszłam. Zdziwiło mnie, że mieszkanie było puste.
   Nie chciało mi się wracać do domu, ale co miałam robić? Byłam na cmentarzu, odwiedziłam Żolibórz, spacerowałam.
-Wróciłam!
   Po tym okrzyku usłyszałam jakiś trzask, szepty...  Pewnie zaskoczyłam Niby Tatę.
-Cześć- weszłam do jego gabinetu
-Hej, gdzie byłaś? ostatnio czesto znikasz z domu, co się dzieje?
-A co ma się dziać? - zdenerwowana wyszłam. zawsze kiedy schodzimy na tematy mniej neutralne, irytuje mnie to. Taka juz jestem.
   Nie miałam dzisiaj na nic siły, wszystko kwitnie, mnie coś rozkłada, będę chora, a Niby Tata dalej kręci z ta kochanką. Tak czasami myślę, co bym robiła gdybym się wylądowała tutaj. Może teraz dzieliłabym pokój w domu dziecka? A może płakałabym w pustym mieszkaniu bezsensownie w poduszkę.
   Ale teraz jetsem tutaj i tego sie trzymajmy. 

niedziela, 13 maja 2012

Siedemnasty maja, piątek.

Siedemnasty maja, piątek.


Babciu!
Nie zamieniam. Nawet nie próbuję, ale chcę coś poczuć. Spotkałam kogoś wyjątkowego. Niby potrącona, trochę zamyślona. Ale potem na kawie w ramach rekompensaty poczułam coś więcej. W moim sercu coś tchnęło. I zaskoczę Cię. Nie spotkałam żadnego "wybranka na białym koniu", czy przyjaciółki na zawsze.  Mimo, że owa osoba jest kilkadziesiąt lat do przodu, mimo, że przeżyła tyle wiosen więcej to wiem, że coś się zaczyna, wiem, że w tej osóbce w czystym sercem, niczym niemowlę rodzące się dopiero, nie mające skazy i posiadające dobre serce. Uśmiechające się po wszystkich, trochę bezradne. Bądźmy dobrej myśli, o mojej fascynacji, trochę intrygującej i zamkniętej w sobie opowiem Ci potem. Kocham Cię, zawsze będę. 
Iga. 




-Przepraszam raz jeszcze- w tym momencie podniosłam głowę i ujrzałam bladą twarz, pokrytą siatką zmarszczek.
- Nic się nie stało, na prawdę, to ja przepraszam zagapiłam się.
-Może w  ramach rekompensaty napijesz się ze mna kawy, albo herbaty?

   Udałyśmy się do tej samej kawiarni w której spotkałam się z rodzicami... Przywołuje we mnie złe odczucia. Znów mam przed oczyma obraz matki, ojca i córki nie wiadomo skąd. To przeszłość.
   Upijając się ciepłym jeszcze kaffe latte zauważyłam, że staruszka ledwo chodzi, każdy ruch sprawia jej trudność.
-Przepraszam, że pytam, ale nie potrzebuje Pani czasem pomocy? Mogłabym robić zakupy, czasami posprzatać, oczywiście za darmo.
-Ale..
-Oj, nie ma żadnego ale, prosze mi tylko zapisać gdzie Pani mieszka i co mam zrobić.
Staruszka niepewnie zapisała mi adres, Żolibórz. Ucieszyłam się. Wrócą wspomnienia.  Te złe, jak i te dobre, częściej te dobre.  Kiedy to popijając zieloną herbatę spędzałam godziny na rozmowach. O zyciu, o szkole, a nawet o tym co ostatnio zjadłam. Zaskakujące.
   Kiedy to dostałam listę zakupów i określoną sumę gotówki. Poczułam się tak, jakbym cofnęła się o kilka lat.   Znów zgniatałam w kieszeni przenoszone pięćdziesiąt złotych, nawet siatka na zakupy podobna.
   Tak bardzo wszystko przypomina mi babcię. Tak bardzo tęsknię. Dalej sobie z tym nie radzę. Mam dreszcze. Przed oczyma mam kilka chwil z jej życia. Uśmiech, ciepłe dłonie, pyszne kubki herbaty, którą robiła, ten charakterystyczny śmiech, czułość. Nie radze sobie.Jest ciężko i cały czas myslę jak mam sobie z tym poradzić. Nie mam siły. Na nic.