środa, 27 czerwca 2012

Dwudziesty drugi maja, wtorek.

Dwudziesty drugi maja, wtorek.


Babciu!
Kolej ne minuty, godziny i dni bez Ciebie, kolejne chwile spędzone w pokoju, bez usmiechniętej twarzy i głosu, który można by porównać do lilii , delikatnej, nieco zagubionej, ale jakże fascynującej. Wiesz, że mimo, że mineło juz tyle dni, że przezyłam bez ciebie juz tyle chwil to ne jest łatwiej, co może byc łatwego w byciu samym? Mimo, że chcę być silna, wstawac w usmiechem na twarzy rto nie umiem, a nawet jesli sie staram ostatnimi czasy mi to nie wychodzi....
A moze teraz tak trochę bardziej optymistycznie.... Kocham cię.
Iga. 


   Ostatnio stwierdziłam, że musze sobie dac czas. Na chwile odciąć sie od rzeczywistości i odpocząć; od szkoły, rodziny, nawet od samej siebie. Nie poszłam o szkoły. Chciałam po prostu poczuć się sobą. Igą, która zna swoja wartość, która nie usypia ze zmęczenia i wreszcie, która wie na czym stoi. poukładałam sobie w głowie fakty.
   Mamy maj, mamy koniec maja, bynajmniej a w Warszawie, która potrafi byc piękna pada. krople deszczu rytmicznie stukając w moje okno sprawiają, że staję sie coraz bardziej senna, leżąc na jasminowej pościeli.
  Takie to moje życie szare, pozbawione sensu, nie ma w nim przypływów szczęścia, jest tylko plus i minus. Budzę się z plusem, dobrym humorem, następnego dnia z minusem złym humorem, czasami jestem równa się, i to jest najgorszy stan. Nie wiem co mam robię, płakać nad sobą, czy śmiać się, bo płaczę.
   Pójdę na cmentarz, może chociaż to da mi ukojenie w tej nijakości, idę. 

czwartek, 14 czerwca 2012

Dziewiętnasty maja, niedziela.

Dziewiętnasty maja, niedziela.


Kochana!


Ostatnimi czasy wszystko zajęło mnie w całości. Biegam z jednego miejsca w drugie, coraz częściej nie mam czasu dla siebie. I dobrze. Nie myslę o tym wszystkim, o kochance niby Taty, o szkole, i o tych wszystkich problemach. Choć dzis dzień był dziwny. Mozna by go nazwać dniem wspomnień.
Jak chyba co weekend, nie zaskoczę Cię byłam na Żoliborzu, tak znów czułam ten specyficzny zapach panujący tylko w tej dzielnicy. Zajadając się lodami kawowymi układałam w głowie wydarzenia minionego tygodnia. Dzieje sie tak dużo, że nie wiem od czego zacząć, może od tego, że czuję, że żyję. Mam dla kogo wyjść z domu, zrobić zakupy, spraw by było tak dalej. 
Kocham Cię bardzo, najbardziej,
Iga. 


- Iga, Iga obudź się, ty wiesz która godzina? Iga!- Głos, który obudził mnie tej słonecznej niedzieli wydawał się znajomy, a zarazem obcy.
   Z trudem podniosłam ociężałe powieki i wyciągnęłam ręce w celu przeciągnięcia się. Nade mną ujrzałam blondynkę o jasnych, dużych oczach, juz nie miałam wątpliwości kto to był - Iza, kochanka Niby Taty. Dlaczego tak piękny  poranek został tak doszczętnie zepsuty...
- Hej, wstawaj, już dziesiątej - w tej chwili usłyszałam w jej głosie niepewność- mam pomysł na dzisiejszy dzień; tylko ty, ja i centrum handlowe, zgadzasz się?
-A mam inne wyjście?
-Zawsze możesz mnie wygonić z pokoju i wyklnąć nie odzywając się do mnie więcej.
-To mi tez przeszło przez myśl- zasmiałam się- okej, za pół godziny będe na dole.
   Na jej twarzy ujrzałam uśmiech, taki szczery ludzki, wydawała się być normalna, nie tak służbowa jak Niby Mama, nie tak zimna jak ona, przepełniona miłością.

                                                                  *pięć godzin później*


   Wymęczona padłam. To był piękny dzień. Mimo, że spędzony we wczesniej nielubianym przeze mnie towarzystwie okazał się wyjątkowo miły.
   Minuty śmiechu, łez i rozmów przypominały mi babcię. My tez tak chodziłyśmy, rozmawiałyśmy i śmiałyśmy się. Byłysmy. 

niedziela, 10 czerwca 2012

Jest ktoś jeszcze?

Hej :) 


Nie pisałam już baaaardzo długo i ubolewam nad tym. Jest ktoś jeszcze po drugiej stronie ekranu? 
Kończy się rok szkolny, ostatnie sprawdziany, poprawki nie dają mi spokoju. Przyszły tydzień będzie dla mnie ciężki. Nazbierało się mnóssstwo spraw. Na dniach postaram się coś dodać.
Ale chciałam jeszcze o coś Was zapytać :D 
Czy wśród was byłby ktoś zainteresowany drugim, kulinarnym blogiem? Wiele gotuję, piekę i coraz częściej wymyślam nowe przepisy. dajcie znać :D Przy tym zostanę, oczywiście, ale chciałam stworzyć cos świeżego, trochę bardziej lekkiego. 

Na końcu przepraszam za nieobecność, jak juz wspomniałam niedługo cos sie pojawi, czekam na komentarze :) 
Pa :D 

czwartek, 24 maja 2012

Osiemnasty maja, sobota.

Osiemnasty maja, sobota.


Babciu!


I znów nadeszła sobota, nadrabiam zaległości szkolne, wygrzewam się w słońcu, oddycham świeżym powietrzem. Prawie codziennie staram się uciekam gdzieś na spacer, potem zaglądam na cmentarz, trochę popłakuję, ale wiesz co? Jest o wiele lepiej.  Już nie zapłakuję nocy, już nie skręcam się z płaczu.
Choć czasami oglądając zdjęcia, trochę zniszczone przez czas, niektóre nieco podarte, inne zachowane w stanie idealnym nie mam siły na tą walkę, nie mam siły walczyć z tym wszystkim, ale z dnia na dzień jest coraz lepiej, budzę się rano i chcę wstać z łóżka. Cieszy mnie to, że minął ten czas, kiedy w piżamie spędzałam całe dni, płacząc, nie jedząc, nawet się nie czesząc, będąc w totalnej rozsypce. Życz mi, abym nigdy nie zapomniała ile ciepła mi dałaś i ile życia wnosisz do mnie każdego dnia, mimo, że Ciebie juz nie ma. 
Iga.


   Zapukałam w dębowe drzwi mieszkania numer 3. Mimo, że miałam klucze, czekałam , az kobieta poznana jakiś czas temu mi otworzy.  Nie doczekałam się, po około pięciominutowym czekaniu postanowiłam wygrzebać klucze  z dna torby i sama wejść do mieszkania. Kiedy wreszcie uporałam się z kluczami  zaczęłam nerwowo krążyć po mieszkaniu. Nikogo nie było, zostawiłam zakupy, resztę, kartkę i poszłam. Zdziwiło mnie, że mieszkanie było puste.
   Nie chciało mi się wracać do domu, ale co miałam robić? Byłam na cmentarzu, odwiedziłam Żolibórz, spacerowałam.
-Wróciłam!
   Po tym okrzyku usłyszałam jakiś trzask, szepty...  Pewnie zaskoczyłam Niby Tatę.
-Cześć- weszłam do jego gabinetu
-Hej, gdzie byłaś? ostatnio czesto znikasz z domu, co się dzieje?
-A co ma się dziać? - zdenerwowana wyszłam. zawsze kiedy schodzimy na tematy mniej neutralne, irytuje mnie to. Taka juz jestem.
   Nie miałam dzisiaj na nic siły, wszystko kwitnie, mnie coś rozkłada, będę chora, a Niby Tata dalej kręci z ta kochanką. Tak czasami myślę, co bym robiła gdybym się wylądowała tutaj. Może teraz dzieliłabym pokój w domu dziecka? A może płakałabym w pustym mieszkaniu bezsensownie w poduszkę.
   Ale teraz jetsem tutaj i tego sie trzymajmy. 

niedziela, 13 maja 2012

Siedemnasty maja, piątek.

Siedemnasty maja, piątek.


Babciu!
Nie zamieniam. Nawet nie próbuję, ale chcę coś poczuć. Spotkałam kogoś wyjątkowego. Niby potrącona, trochę zamyślona. Ale potem na kawie w ramach rekompensaty poczułam coś więcej. W moim sercu coś tchnęło. I zaskoczę Cię. Nie spotkałam żadnego "wybranka na białym koniu", czy przyjaciółki na zawsze.  Mimo, że owa osoba jest kilkadziesiąt lat do przodu, mimo, że przeżyła tyle wiosen więcej to wiem, że coś się zaczyna, wiem, że w tej osóbce w czystym sercem, niczym niemowlę rodzące się dopiero, nie mające skazy i posiadające dobre serce. Uśmiechające się po wszystkich, trochę bezradne. Bądźmy dobrej myśli, o mojej fascynacji, trochę intrygującej i zamkniętej w sobie opowiem Ci potem. Kocham Cię, zawsze będę. 
Iga. 




-Przepraszam raz jeszcze- w tym momencie podniosłam głowę i ujrzałam bladą twarz, pokrytą siatką zmarszczek.
- Nic się nie stało, na prawdę, to ja przepraszam zagapiłam się.
-Może w  ramach rekompensaty napijesz się ze mna kawy, albo herbaty?

   Udałyśmy się do tej samej kawiarni w której spotkałam się z rodzicami... Przywołuje we mnie złe odczucia. Znów mam przed oczyma obraz matki, ojca i córki nie wiadomo skąd. To przeszłość.
   Upijając się ciepłym jeszcze kaffe latte zauważyłam, że staruszka ledwo chodzi, każdy ruch sprawia jej trudność.
-Przepraszam, że pytam, ale nie potrzebuje Pani czasem pomocy? Mogłabym robić zakupy, czasami posprzatać, oczywiście za darmo.
-Ale..
-Oj, nie ma żadnego ale, prosze mi tylko zapisać gdzie Pani mieszka i co mam zrobić.
Staruszka niepewnie zapisała mi adres, Żolibórz. Ucieszyłam się. Wrócą wspomnienia.  Te złe, jak i te dobre, częściej te dobre.  Kiedy to popijając zieloną herbatę spędzałam godziny na rozmowach. O zyciu, o szkole, a nawet o tym co ostatnio zjadłam. Zaskakujące.
   Kiedy to dostałam listę zakupów i określoną sumę gotówki. Poczułam się tak, jakbym cofnęła się o kilka lat.   Znów zgniatałam w kieszeni przenoszone pięćdziesiąt złotych, nawet siatka na zakupy podobna.
   Tak bardzo wszystko przypomina mi babcię. Tak bardzo tęsknię. Dalej sobie z tym nie radzę. Mam dreszcze. Przed oczyma mam kilka chwil z jej życia. Uśmiech, ciepłe dłonie, pyszne kubki herbaty, którą robiła, ten charakterystyczny śmiech, czułość. Nie radze sobie.Jest ciężko i cały czas myslę jak mam sobie z tym poradzić. Nie mam siły. Na nic. 

sobota, 5 maja 2012

Szesnasty maja, czwartek.

Szesnasty maja, czwartek. 


Najdroższa!


Jak ja kocham życie. Jak teraz krok po kroku uczę się na nowo. Codzienności, ludzi i samej siebie. Wierzę, że nadejdzie taki dzień, kiedy nie będę musiała odwiedzać szpitala, kiedy z gromadką moich dzieci odwiedzę Cię na cmentarzu, kiedy znów kogoś pokocham. Zapomnę o Niby Mamie, pożegnam się z Niby Tatą i gdzieś wyjadę, potem spotkam miłość swojego życia. Brzmi banalnie, prawda? Ale ja, Iga mieszkająca w jednej z bardziej ruchliwych warszawskich dzielnic własnie tego chcę. Chciałabym zatańczyć w deszczu, poczuć piękny zapach kwiatów. Tak kiedyś będzie, obiecuję Ci. Idę regenerować siły. Życie nie po to stawiało na mojej drodze tyle przeciwności, bym teraz się poddała. Uda się, obiecuję Ci to ja, ta która jeszcze kilka miesięcy temu nie widziała sensu życia. 
Kocham Cię, i zawsze będę. 
Iga. 


   Normalny, zdrowy człowiek nie widzi nic szczególnego w deszczu, spacerze. Nigdy nikt taki nie poczuje magii i sensu takich rzeczy. teraz po wojażach szpitalnych, po tej całej chorobie, po historii z Niby Rodzicami chcę przezyć coś innego. Nie chcę znów płaczu, smutku, pragnę radości.
   Idę słoneczna ulica. Och, jak ucieszyło mnie to, że wreszcie mogłam pójśc do szkoły, wyjśc na dwór, posprzątać grób, którego wcale nie łatwo było doprowadzić do ładu.  Poszłam na lody, zjadłam trzy gałki śmietankowych i wcale tego nie żałowałam. Potrzebowałam takie prezentu ode mnie dla mnie.
    Usiadłam przy jaśminowym stoliku i zaczęłam porządkować ostatnie wydarzenia, minione tygodnie. Podsumowałam. Zaczynam nowe życie. Uda mi się wygrać z chorobą. Poznam kogoś nowego, nie będę tkwiła sama na szkolnej ławce, moje wypowiedzi nie będą się tylko ograniczać do odpowiedzi przy tablicy...
    Trochę zahipnotyzowana szłam ulicą patrzyłam na betonowe kafle nie zwracajac uwagi na innych.
- Oj, przepraszam.- odrzekł pewien głos, którego ramię zapewne przed chwilą potrąciło moje.
-Nic się nie stało- odrzekłam trochę zmieszana.
   Coś się zaczyna. 

czwartek, 3 maja 2012

Na majówce.

Witam :)


Dziś nie będę Wam przedstawiać kolejnych życiowych zawirowań Igi, ale.... Chcę zakomunikować, że żyję :) 
Wiem, że ostatnio posty pojawiają się raz na tydzień, ale jest to tylko i wyłącznie spowodowane brakiem czasu, chęcią odpoczynku, pogodą. Nie mam ochoty siedzieć przed ekranem komputera, kiedy pogoda jest taka piękna :) Poza tym w niedziele dostałam długo wyczekiwanego psa, więc sami rozumiecie. 
Wena? Tej akurat  mi nie brakuje, nie cierpię na brak pomysłów. 
Więc proszę o wyrozumiałość. Za kilka dni postaram się coś naskrobać, a póki co życzę Wam udanej majówki i tak pięknej pogody jak dotychczas. :) 


Pozdrawiam cieplutko,


~Kontrowersja. 

wtorek, 24 kwietnia 2012

Dziewiąty maja, czwartek.

Dziewiąty maja, czwartek. 


Babciu! 
Nie pisałam do Ciebie przez ostatni tydzień. Jestem na siebie zła. Czuje się trochę, jakbym przez cały tydzień nic do Ciebie nie mówiła. Spanie, jedzenie i myślenie kompletnie mnie "pochłonęły". Oczywiście w cudzysłowie. Praktycznie cały dzień siedzę sama w domu. Majówka za pasem, ale szczerze powiedziawszy po tym kilkunastodniowym siedzeniu pod kołdrą mam ochotę po prostu pooddychać świeżym powietrzem. Nie pamiętam kiedy ostatnio byłam na spacerze. 
Okropnie się czuję. Tak bardzo za Tobą tęsknię. Tak bardzo chciałabym Cię teraz zobaczyć. Poczuć ciepło Twojego oddechu, dotknąć Twojej twarzy, posłuchać głosu, zobaczyć uśmiech.  Nie ma dnia, w którym nie myślałabym co byśmy teraz robiły, o czym byśmy rozmawiały...
Dam radę, muszę wytrzymać. Kto wie, ile mi jeszcze zostało? Pewnie być teraz na mnie nakrzyczała, żebym tak nie mówiła. Nie będę. 
Kocham Cię, 
Iga. 




-Mogę? - Niby Tata nie czekając na odpowiedź, której nie uzyskał przeszedł przez próg.- Musimy porozmawiać.
   Milczę.
-  Jak wiesz, Justyna wyjechała. To koniec. Nigdy nam się nie kleiło. Nie było sensu tego dalej ciągnąć. Jakis czas temu w pracy...
   A potem tak wyszło. Tak, przecież wiem jak to się skończy. Niby Tata ma kobietę,m nie pamięta o Niby Mamie, wszystko ma gdzieś, mam wrażenie, że przyszedł tylko po to, by mi coś zakomunikować. "Mam kobietę, chcę żebyś wiedziała, dziękuje, do wiedzenia. "
- Tak na prawdę znałem ją wcześniej, przyjaźnimy się. - przyjaźnimy się. Dziękuję za informację. Milczę- Odezwiesz się wreszcie? Masz coś przeciwko, żeby się wprowadziła?
- A mam jakieś wyjście? Proszę, niech się wprowadza.- ciężko było mi to mówić. Znów coś nowego w moim życiu. Jakbym miała mało problemów i zawirowań...
-To ja lecę. Wygrzewaj się. Jeśli będziesz coś chciała to zawołaj Rozalię. Lecę, pa.
-Pa. - odpowiedziałam prawie bezgłośnie.

   Niby Mama napisała kolejnego e-maila, który jak zawsze jest dziwnie krótki...
Hej!
Co się dzieje? Ostatnio nie piszesz.  ja tez, to prawda, ale mam setki szkoleń, konferencji i spotkań. Do późna siedzę w pracy. Napisz, co u Ciebie. Przyznam się, że trochę za tobą tęsknię. 


Trochę. Przyznam, ze szczerość Niby Mamy mnie zadziwia. Odpiszę.

Hej! 
Nie wiem co mam Ci pisać. Nic ciekawego się nie dzieje. Miłej pracy. Też trochę tęsknię...
Iga. 




   Otworzyłam na chwilę okno, przed chwilą była burza. Uwielbiam zapach tej świeżości, soczystych liści, które idealnie komponuje się z zapachem suszonej lawendy  roznoszącym się po moim pokoju. Wreszcie chociaż na chwile mogę pooddychać świeżym powietrzem. Moc jaka mi daję nie umiem opisać. Moc życia, ale przede wszystkim chęci...



wtorek, 17 kwietnia 2012

Drugi maja, czwartek.

Drugi maja, czwartek. 


Kochana! 
Uwielbiam opisywać niebo. Dzisiejsze; o kolorze kobaltowym, muśnięte białym pędzlem, wykończone deszczem. Jaka piękną miało ono barwę.  Czystą, soczystą i przepełnioną naturą. Uwielbiam niebo. 
Zastanawiam się co teraz robisz. Być może pijesz poranna kawę, a może śpisz? 
Ja znów wyskoczyłam na kilka sekund z łóżka, by wrócić z kartka papieru, kolejną i długopisem, który powoli sie wypisuje., ciągle zapominam kupić nowy... Czuję się fatalnie. Chyba to leżenie zamiast mnie leczyć, wspomaga chorobę. Nie wiem jak, ale złapałam przeziębienie. I zamiast wyjść z łózka po tygodniu, lub dwóch wyjdę po trzech, góra czterech. Przypadek? Raczej pech...
Mam nadzieję, że szczęście przyjdzie we właściwym momencie i zaszczepi we mnie tę nadzieję, że będzie lepiej. 
Kocham Cię, i trzymam los za słowo, Ty też trzymaj i wierz, 
Iga. 


   Znów pada. Mamy maj, a Warszawa niczym Suwałki zimą. Ale to w sumie dobrze. Nie muszę żałować, że nie mogę wyjść z łózka.  Popijam gorąca herbatę, która przyniosła mi gosposia i spędzam kolejne godziny przed komputerem. Pusto patrzę się w ekran, szukając czegoś co chociaż na kilka godzin pochłonęło by moja uwagę. Gram w pasjansa, oglądam filmy i wykonuję kolejne kliknięcia myszka. Niedługo wyjdą mi oczy.
   Tak bardzo chciałabym mieć kogoś. Tylko kogoś. Nie musiałby być za duży, nie za chudy. Żeby mnie kochał. Żebym mogła znów poczuć to, co czułam będąc kilkulatką. to spełnienie i miłość, to uczucie, że mam dla kogo zyć, to uczucie, że jutro obudzę się z uśmiechnięta twarzą, z myślą, że zaraz ujrzę... mają babcię... Dalej nie umiem zyć. Porównuję się do małego noworodka, który uczy się świata od podstaw.
   Ciekawe co robi teraz mama? A Niby Mama? Mam dwie Mamy? Niby Mama pewnie już wczesnym tankiem ubrała biała koszulę i pobiegła na konferencje, wypijając przy tym kolejne kubki czarnej, mocnej kawy. Mama zapewne zwiedza dżunglę, albo pustynię Gobi. Tacy są moi rodzice.   Estera pewnie a amerykańskim akcentem prosi o Colę, która wyjmują z materiałowego plecaka.
    Przypomia mi się mój ulubiony wiersz; "Do M." Mickiewicz tak prawdziwie to napisał. Nawet kiedy wszystko odejdzie zostanie w pamięci i nie da się tego z niej wymazać. Nie da się wymazać wspomnień całego życia. Będzie się pamiętać smutki, radości, chwile załamania i grozy. Bo ludzka pamięć to nie komputer, nie da się kliknąć i zapomnieć...

wtorek, 10 kwietnia 2012

Pierwszy maja, środa.

Pierwszy maja, środa. 

Kochana! 

Skończyło się leżenie w sztywnej pościeli, która pod wpływem mojego użytkowania stała się gładka i miękka. Dobrze jest wrócić do technicznego niby domu i popatrzeć na fotografię, dumnie spoczywającą na stoliku nocnym. Twoja fotografię. Trochę niewyraźną, w fioletowym fartuchu, pamiętam ten dzień. Gotowałaś wtedy... nie pamiętam co, ale wiem, że to było w kuchni. Wśród oparów, pięknego zapachu i miłości.  Dziś wychodzę z więzienia chorych i powiem Ci, że niespecjalnie się cieszę. Wrócę sama do domu, rozpakuję się i będę pić kolejne litry zielonej herbaty, która w zaskakująco szybkim tempie ubywa ze słoiczka... Ostatnio zaczęłam myśleć o tęsknocie i pustce bardziej intensywniej. Kiedy leżę w łóżku patrząc jak zahipnotyzowana w okno dużo  myślę. Nawet będąc gimnazjalistką nie mogę pojąć śmierci. Ten żal, który rozrywa od środka, który bardzo silnie  daje o sobie znać... Czasami tak bardzo tęsknie, tak wiele łez tracę, i budzę się kolejnego dnia, jeszcze nie otwierając oczu i mam wrażenie, że zaraz przyjdziesz i mnie obudzisz, a potem otwieram oczy i ukazuje mi się szara rzeczywistość.... Wierzę w cuda, i w to, że kiedyś to się zmieni, kiedyś...
Kocham Cię,
Iga. 


    Zgodnie z zaleceniami zaszyję się w pokoju sama ze sobą. Tylko łózko i ja. Przepraszam no i oczywiście czasami niby Tata. Tak bardzo zadziwia mnie świat. Coraz częściej nie dostrzegamy i nie doceniamy takich prozaicznych rzeczy, jak na przykład mówienie. Piękne polskie słowa, takie których używało się w tym mieszkaniu, w tej dzielnicy zastępuje się innymi, bo tak łatwiej, nikt nie dostrzega teraz wartości słowa "przepraszam", zastępujemy go szybkim "sorry", bo tak łatwiej. babcia nie tak mnie uczyła. Jak bardzo za nią tęsknię, jak bardzo chciałabym ja teraz przytulić....
     Moje zdrętwiałe ręce ledwo piszą kolejne litery i słowa, moja głowa ciężko i mozolnie tworzy kolejne zdania....
    Przez moją głowę przechodzi milion myśli. O tym, kiedy będę mogła zajrzeć na cmentarz, o szkole, o tym, co robi niby Mama. Własnie, niby Mama.  Sięgam po laptopa i wpisuję dokładnie hasło do poczty. jest, e-mail, miała czas żeby napisać, to już sukces....

Iga! 
Wiesz, że nie umiem pisać wzruszających i szczerych e-mailów, chcę Ci tylko powiedzieć, ze u mnie wszystko dobrze, pojechałam na próbę, dostałam kontrakt na dwa lata. Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko dobrze, pozdrawiam. 




    Jak zwykle zimna i zapracowana. Ale doceniam to, że chociaż była chętna napisać te kilka zdań. Odpiszę, tylko co? Tez takie sztywne słowa? Szczerze pisze do babci, niby mamie nie ufam tak bardzo...


Hej! 
U mnie wszystko dobrze, żyję, życzę Ci miłej pracy, napisz coś czasem. 
Iga. 


Przeraża mnie ta skromność zdaniowa, ale o czym miałam jej napisać? W szpitalnej białej dziurze? Czy może o tym, jak to "świetnie" dogaduję się z niby Tatą? Raczej nie. Rozstali się, myslą, że nic nie wiem. Teraz nawet moi zastępczy rodzice są daleko od siebie, nie tak wygląda rodzina. 
Teraz zakopię się w łóżku, niczym niedźwiedź i zasnę, sen znów dobrze mi zrobi...


środa, 4 kwietnia 2012

Dwudziesty czwarty kwietnia, środa.

Dwudziesty trzeci kwietnia, środa.


Babciu!
Kiedy tylko wrócę do domu i do pokoju, który ostatnio kojarzył mi się tylko z zimnem i samotnością przepisze ten list w właściwe miejsce, nie zostawię go na małej, niezbyt ładnej kartce. . Teraz chcę wrócić, zaparzyć sobie herbatę i spokojnie poczytać książkę. Och, muszę się nauczyć doceniać to dobro, które mimo, że wydaje się dziwne, nieswoje i obce. Z którego chcemy się wyrwać, a kiedy już uda nam się i kiedy mamy szansę na coś innego, tęsknimy za tym pokoikiem i tym ciepłem. 
Jak pewnie widzisz w moim życiu czasem lepiej, czasem gorzej, ale idę dalej i nie zatrzymuję się. Pech ciał, że musiałam wylądować w szpitalu przy tej białej, strasznie białej ścianie... 
Kocham Cię, i mam nadzieję, że Ty mnie też. 
Iga.


   Drugi dzień konfrontacji z tą dziurą, niekończącą się przepaścią. Nawet nie wiedziałam, że można tak myśleć o białej ścianie...
   -Dzień Dobry, jak się spało? - spytał ordynator, który właśnie w rutynowo białym fartuchu wszedł do mojej sali, zasłaniając widok na obiekt moich przemyśleń.
- Dobrze, czuję się już lepiej, mam złamaną nogę, prawda? - spytałam tylko dla przedłużenia rozmowy, sama wyczułam nieprzyjemną niespodziankę przy nodze- Kiedy będę wypisana?
- Myślę, że jak wszystko dobrze pójdzie, za trzy dni się rozstaniemy.
   Obejrzał dokładnie moja nogę, zbadał mnie, popatrzył na kartę informacyjną, grzecznie się pożegnał i ślad po nim zaginął, poszedł do następnego pacjenta.
    Wygodnie ułożyłam swoje trochę zdrętwiałe ciało i nerwowo zaczęłam obmyślać plan na dzisiejszy dzień, który był do przewidzenia; łóżko, ściana i ja. Przepraszam, może ktoś mnie odwiedzi...
     Schowałam ramiona pod szpitalną kołdrą, która nawet w połowie nie przypominała tej ciepłej, przesyconej naszym zapachem, zapachem domu i bezpieczeństwa. Ta wykrochmalona, sztywna i nieprzyjemna. Sięgnęłam po książkę, która ostatnio przyniosła mi Rozalia, mimo, że wybór nie był w moim repertuarze, zdecydowałam się chociaż dać temu egzemplarzowi szansę... Przekartkowałam szybką książkę, pociągając lekko nosem, w celu poczucia zapachu, tak to była nowa książka.
     Zaczytana pochłaniam kolejne strony i wymyślam kolejne sposoby na to, by było mi cieplej. I w sercu i w ciele. Jest coraz lepiej, zrozumiałam, że można stawiać pierwsze, trochę nieudolne kroki w życiu bez pomocy, choćby babci...

niedziela, 1 kwietnia 2012

Dwudziesty trzeci kwietnia, wtorek.

Dwudziesty trzeci kwietnia, wtorek. 


Kochana! 
Dziś list pisany na skrawku papieru, ledwo piszącym długopisem. Z przyczyn Ci nie znanych. Może potem Ci powiem, na razie nie mam czasu. Tak, wiem, pewnie zdziwisz się, że własna wnuczka nawet nie może Ci powiedzieć co się stało, ale dziś po prostu mnie wszystko przerosło. Czasami po prostu mam ochotę... Nie, nie napisze tego. Wszystko na mnie spadło. Tak bardzo brakuje mi Ciebie. Szczególnie wtedy, kiedy w środku nocy, przyćmiona światłem księżyca płacze w tą błękitna poduszkę, topiąc w niej swoje łzy, czekając na dzień, kiedy to nadejdzie dzień, i kiedy będę mogła zapomnieć o tej nieszczęsnej nocy, pochłonięta obowiązkami dnia, ale potem znów przychodzi noc... 
Kocham Cię,
Iga. 




-Iga, Iga, słyszysz mnie, otwórz oczy, IGA!- jakby zaćmiona ledwo usłyszałam...
   Z trudem otwieram ciężkie powieki, które zaraz i tak się zamykają, tylko na znak, że słyszę. Tak, to był głos gosposi, pewnie była jedyna osoba w domu, i akurat przyjechała. Znów otwieram powieki i upewniam się, tak to ona. Stoi w długiej spódnicy, która sięga jej do kolan, i nerwowo gniecie w dłoni koronkową bluzkę.
   Po pięciu minutach odzyskałam pierwsze cząstki sił, byłam w stanie coś powiedzieć.
- Co się stało, pamiętam, że szłam ulicą? -Tak, szłam i dalej nie pamiętam- Rozalia, gdzie ja jestem?
-W szpitalu. Potrąciło Cię czarne Audi, nie zdążyło zahamować... Co robiłaś na Żoliborzu?
- Nic, coś mi jest?- Nie byłam jeszcze na tyle świadoma, żeby ocenić wielkość ran.
- Nic poważnego, ale...- I  w tym momencie moje powieki zamknęły się bez mojej zgody i zapadłam w sen. Ciało miałam bezwładne. Tylko spałam.

                                                                  Trzy godziny później


    Obudziłam się po około trzech godzinach. Pierwsze co przykuło mój wzrok to ściana. Przerażająco blada ściana. Biała. zawsze, kiedy spędzałam te bezsenne noce u babci w szpitalu były białe ściany. Teraz tenże kolor kojarzy mi się ze śmiercią. Nie czarny, jak wydaje się  wielu, tylko biały. taka pustka. Taka dziwnie przerażająca pustka, która się nie kończy, patrzałam w tą niczemu winną ścianę jak zahipnotyzowana.




   -Dzień Dobry, Iga, prawda? - zapytał starszy lekarz z brodą, który właśnie przekroczył próg sali, w której leżałam. Wpatrywałam mu się przez chwilę, póki nie spostrzegłam się, że trzeba  coś odpowiedzieć na to ni pytanie, ni zdanie.
-Tak, to ja. Doktorze, co mi jest? - dalej ciężko mi się mówiło i oddychało.
- Jeszcze nie wiemy. Miałaś wypadek.  Musisz się tu zadomowić, prędko nie wyjdziesz. Z Twoją chorobą taki wypadek jest bardzo niebezpieczny. trzymaj się. - wyklepał regułkę i wyszedł. Z Twoją chorobą.

   Zostałam sama w przerażająco zimnej i nieprzyjemniej sali. Znów skupiłam się na ścianie. Mam czas na przemyślenie wszystkiego. W końcu chciałam  sobie wszystko poukładać, ale nie w takich okolicznościach...
    Znów tak wiele problemów spadło na mnie naraz. Trzask, i są. I nikt się tym nie interesuje, bo poco...

czwartek, 29 marca 2012

Dwudziesty drugi kwietnia, poniedziałek.

Dwudziesty drugi kwietnia, poniedziałek. 


Najdroższa! 


Znów zaczyna się tydzień, kolejny rozdział i kończy się miesiąc.  Za dziewięć dni rozpoczyna się maj. Mój ulubiony miesiąc. Zawsze maj kojarzył mi się z pachnącymi kwiatami, pięknym słońcem i długimi spacerami. Dokładnie pamiętam owe spacery w pełnym słońcu, wśród kwiatów, które pachną życiem. 
Dokładnie to pamiętam. Przypomina mi się też jak wieczorami, tymi ciepłymi, pachnącymi już latem, beztroskimi wakacjami siedziałyśmy na balkonie. Ciągle wracają wspomnienia. Teraz moje lato będę spędzać przy metalowych balkonowych prętach, być może gdzieś wyjadę. Będę spędzać więcej czasu z Tobą, przemyślę wszystko, wreszcie będę miała dużo czasu na odpoczynek. Tak, na pewno odpocznę. Czekam na te gorące, wakacyjne dni, kiedy łąka będzie pachniała życiem, 
Kocham Cię,
Iga. 




   Wróciłam dziś o piętnastej osiem. Weszłam do pustego domu, zjadłam obiad i znów nie wiedziałam co robić.
   Wzięłam głęboki oddech. Wdech i wydech.
   Znów idę na te nieszczęsne piętro i wchodzę do wywietrzonego pokoju. Czuję ten zapach. Zamknęłam oczy i przypomniałam sobie ten list, list do babci. przesycony wspomnieniami, dosłownie przepełniony tęsknotą za latem i za tą łąką. Tak, poczułam się jak na tej łące. Było mi beztrosko.
   Usiadłam przy dębowym biurku i zaczęłam stukać palcami w blat.
   Włączam laptopa. Tak, może to dziwne, będę szukać adresu do nieba. Wiele osób z "Prywatnego gimnazjum na Mokotowie" pewnie stwierdziłoby, że jestem co najmniej nienormalna. Ale jeśli dana osoba nie spotka się z takim nieszczęściem i takim problemem nie zrozumie.  jest tak ciężko. budzić się rano i mieć świadomość, że nie powie się tej osobie rano "Dzień Dobry", czy "Cześć". jest tak ciężko. Czuje się w sercu taka pustkę, której nie da się nawet wypełnić najróżniejszymi zajęciami. Pustka zostaje. Tak jak ranę można zakryć, tak pustkę też, ale niestety zostaje...
  I taka jest nasza ludzka, nieszczęsna prawda...
  Adresu nie znalazłam, lecz obierając sobie cel moich poszukiwań, raczej nie pozostawiałam sobie złudzeń. Że znajdę owy adres i wspomnianą wcześniej pocztę. Nie ma takiej, na razie. No własnie, na razie...
  Teraz zaszyję się w kącie z czytanym po raz setny tomem "Harrego Pottera" i na chwilę zapomnę o tym wszystkim, w końcu mi tez coś się należy...

środa, 28 marca 2012

Dwudziesty pierwszy kwietnia, niedziela.

Dwudziesty pierwszy kwietnia, sobota. 


Najdroższa!


Na wstępie chciałabym Ci powiedzieć, żebyś się nie martwiła, coraz lepiej daje sobie radę w świcie, bez Ciebie... Wiem, że może wyda Ci się, że nie pamiętam o Tobie, że coraz łatwiej mi zapomnieć, że babcia była, ale już jej nie ma i nie będzie, nie, stanowcze nie. Pamiętam cały czas. Dziś Cię odwiedziłam. Znów zobaczyłam to zdjęcie promiennej twarzy z dowodu, tej, która przeżyła w życiu chwile lepsze i gorsze, ale tez tej, która kocha wszystkich mimo wszystko. Mimo tego zła, które jej wyrządzono, mimo tego, że jej własna rodzona córka porzuciła dziecko i oddała je na wychowanie jej, w tych oczach jest miłość. I tego Ci nigdy nie zapomnę... Byłam tez dziś na Żoliborzu. I przyszła mi do głowy pewna myśl, która idealnie pasuje do naszej historii "Ludzie odchodzą, ale wspomnienia zostają" Niestety...
Kocham Cie, proszę, pamiętaj o mnie,
Iga.


   Na coniedzielnym spacerze po Warszawie, a raczej po Żoliborzu, po przejściu się wąskimi uliczkami, zakamarkami o których mało kto wie, zrobiło mi się lepiej. Jednak nawet w tak zatłoczonej stolicy istnieją miejsca, dzielnice, gdzie człowiek może wszystko przemyśleć, bez szumu, bez hałasu, na spokojnie.
   I tak szłam, niezbyt szybkim krokiem, układając w głowie wszystkie myśli i wydarzenia, które natłoczyły się nie ma w tym tygodniu. Choroba, babcia, Niby Tata, wyjazd Niby Mamy. Doszłam do wniosku, że bez względu na wszystko, kiedy będę w trudnej sytuacji muszę pomyśleć ja zrobiłaby babcia. Ja zachowała by się ta mądrą kobietą, która kochała mnie przez piętnaście lat mojego życia i nadal kocha, tylko, że inaczej. Jak ona by zrobiła? Pamiętam, że kiedy miałam jakiś problem przychodziła, siadała w tym czerwonym, przestarzałym fotelu i mówiła : "Wszystko z wszystkim musi się uleżeć w czasie, żeby można było myśleć". Kiedy byłam niepełna pięciolatką dziwiły mnie te słowa, ale z wiekiem rozumiem. Uleżały.
   Przez Warszawę przeszła dziś fala pięknego słońca. Które ogrzewało mą cały czas jakże bladą twarz. Tak, czułam się dobrze. Dawno się tak nie czułam, przemyślałam wszystko i wiem co mam zrobić. Bez kłótni, byłam sama z sobą. Dobrze mi to zrobiło.
   Dziwnie się czuje pisząc to wszystko, jest mi przykro. Że nie powtórzę już tego dnia. Może i przejdę się jeszcze w takim słońcu po ulicach Żoliborza, ale nie powtórzy się ten dzień. Te minuty ta data. Czasami tak bardzo chcę cofnąć czas. Tyle słów bym powiedziała, a tak wiele zatrzymała tylko dla siebie.
   Ale zawsze człowiek myśli za późno, i kiedy się obejrzy , drugiej osoby już nie ma z nami...

niedziela, 25 marca 2012

Dwudziesty kwietnia, sobota.

Dwudziesty kwietnia, sobota. 


Babciu! 
Przezywam kolejne "smutne dni". Niby Mama wyjeżdża. Pamiętasz jak kiedyś pisałam, Ci, że mam jej dość? Pozory mylą, i ja po raz kolejny się o tym przekonałam. nie wiem jak można zachować się tak w stosunku do drugiego człowieka. Niby Tata wyzwał mnie od niewdzięcznic tylko dlatego, że chciałam tańczyć, że nie chciałam trwać w tej żałobie, bo teraz wiem, że nie wróci mi ona Ciebie. Tak jak Ci pisałam, trzeba iść dalej. Stwierdził, że nie wie jak można tak nie pamiętać o babci, jak można  chcieć tańczyć niecały rok po jej śmierci. Może nie wypowiedział tego na głos, ale można było się domyślić... 
Nasza rozmowa, mimo, że krótka i treściwa, skończyła się jednoznacznie. Teraz jadę na wizytę, ta która zdecyduje, czy będę miała siłę. 
Koniec. 
Kocham Cię, i trzymaj kciuki. 
Iga. 


   Jadę czarnym Audi przez mokotowskie ulice. Ciągle jadę. Czas strasznie mi się dłuży. Dziesięć kilometrów wydaje się być dystansem stu...
  Jesteśmy. "Prywatny szpital leczenia raka". Kolejne smutne zdanie. A raczej równoważnik.
 

                                                                       *Po wizycie*

- Iga, i co? Co Ci powiedziała?
- A co ma być? Od kiedy tak Cie interesuję?
- Od.. No i jak?
-Choroba dalej się rozwija. Możemy już jechać?

   W samochodzie milczeliśmy.  Cisza uzupełniała wszystko. Po drodze wysiadłam. Zaszłam jeszcze na Powązki. Pomogło mi to. Porozmawiałam do marmurowego pomnika. Do zdjęcia w szklanej obudowie. I do kwiatów. ogólnie. Znów płakałam. Nie umiem nad tym zapanować. wróciłam po półtorej godzinie.
   Niby taty w domu nie było. Zostawił tylko kartkę z krótka informacją.
   Siedzę na fioletowej kanapie, pusto wpatruje się z szklany ekran komputera i bezszelestnie strzałka przewijam zdjęcia. Babci, czasem moje. Sfotografowane niezbyt dokładnie, ale przekazane z uczuciami. z sercem.  Nie umiem jeszcze określić jak wielki uraz został w moim sercu. Ale z jednego jestem zadowolona. Umiem powiedzieć o tym szczerze. Tak, moja babcia nie żyje i wiem o tym. Ale wiem tez, ze mogę pamiętać o niej, i wiem, że ona tez o mnie pamięta, jestem pewna, że nawet będąc dwudziestolatką będę pamiętać o babci.  Jestem pewna.
   Herbata z płatków hibiskusa. Tak, dobrze mi to zrobi. Przywracająca wspomnienia.
   Tak, i teraz wiem, że nikomu, tak, nikomu, nie życz e takiej straty., Takiej, z która nie umie sobie poradzić, i takiej, która trwa wiecznie...

sobota, 24 marca 2012

Dziewiętnasty kwietnia, piątek.

Dziewiętnasty kwietnia, piątek. 


Kochana! 
Tak jak chciałaś, będę żyć dalej. Dalej będę łamać ten mur smutków i tęsknoty, jak pisałam do Ciebie ostatnio, dam radę, muszę. Tak bardzo mi Ciebie brakuje. Piszę Ci to codziennie.  Tak, pomaga mi to. Znalazłam wczoraj ulotkę szkoły tańca na ulicy. Pamiętam, jak razem marzyłyśmy, by chociaż raz obejrzeć turniej tańca. Te piękne stroje, ruchy, ludzie. Wyobrażałyśmy to sobie jako bajkę. Piękna i nie do spełnienia.  Ale na szczęście nauczyłaś mnie marzyć. Jestem z siebie dumna. Ostatnimi czasy w ogóle nie myślę o chorobie. Nie przeszkadza mi to, ale walczę z tym i nie mogę zapomnieć. . Niestety musiała się odezwać w postaci badań kontrolnych. Teraz idę porozmawiać z niby Tatą o tańcu i przyszykować się na jutrzejszą, niezbyt łatwą dla mnie wizytę.  a teraz pamiętaj, że bez Ciebie nigdy nie nauczę się być w pełni szczęśliwa... 
Kocham Cie tak mocno, że nie umiem tego ubrać w słowa. Kocham cie nadal. 
Iga
  Schodzę na dół, kolana trochę odmawiają mi posłuszeństwa. Z tego co widziałam i z tego co mi się wydaje niby Tata był jeszcze bardziej służbowy, ale może pozory mylą, bo pamiętam ta kłótnię, kiedy niby Mama powiedziała, że... muszę się z tym zmierzyć, że wyjeżdża. Mówił, że nawet on nie jest takim pracoholikiem, więc może jednak te pozory...
  - Chciałabym porozmawiać... - powiedział, a niby Tata wydał się wyraźnie zły, że odciągnęłam go od pracy.
 -  Tak? - w domu tak rzadko się odzywał,  że nie pamiętałam jego głosu.
-Wczoraj zainteresowałam się jedną szkoła tańca, chciałabym tam chodzić.
-Jak możesz? - nie bardzo rozumiałam.
-Proszę?
-Co proszę? Masz żałobę, nie wstyd Ci, no i to tego ten.. no wiesz... choroba. Jak Ty to sobie wyobrażasz? Ja nie śmiał bym.
-Ale...
-Jeszcze śmiesz się odzywać?
-Jak możesz? Babcia zawsze mówiła, że nawet jeśli jej zabraknie, mam być szczęśliwa, śpiewać, tańczyć, robić to co kocham. Nienawidzę Cię, nie wiedziałam, że można być tak nieludzkim.
- Pozory mylą.

   Po raz setny szłam po schodach z płaczem. Po raz setny zawiodłam się i po raz setny nie chce mi się zyć. Chyba nikt mnie nie rozumie. i znów wszystko zepsuły pozory.  Myślałam, z resztą nie mam co myśleć. Nikt mnie nie chce w tym domu. Uciekłabym, ale gdzie? Chcę zniknąć. Chciałabym znów mieć pięć lat. Latać po łące w wianku ze stokrotek i nie myśleć, czy jutro aby kolejny raz ktoś nie wypomni mi jaka to jestem beznadziejna. Chcę tylko lepszego życia... Chcę...
   Jutro zastanowię się nad tym wszystkim. Co zrobić z niby Tatą, z życiem, i jak wreszcie chociaż w małym stopniu być szczęśliwą. Pesymizm mi nie służy... Ale to jutro. Już jutro. Albo dopiero. 

piątek, 23 marca 2012

Osiemnasty kwietnia, czwartek.

Osiemnasty kwietnia, czwartek.


Babciu! 
I wykrakałam. Coś się zmieniło, po raz kolejny zawiodłam się na losie,  i po raz kolejny przez dłuższy czas nie będę umiała komuś zaufać... Niby Mama wyjeżdża. Nie na miesiąc, nawet nie na rok. Na zawsze. Nie obchodzi ją co się stanie z Niby Siostrą i Niby Tatą.  Tak po prostu. Nie wiedziałam, że człowiek może wyjechać z dnia na dzień i zapomnieć. Tak po prostu. 
Ja nigdy nie zapomnę o Tobie, i o tym co dla mnie zrobiłaś, Kocham Cię, kiedyś wyślę listy, jak tylko znajdę właściwy adres.
Iga. 


   Dziś idąc mokotowskimi ulicami, w niezbyt wiosennej pogodzie znalazłam ulotkę. Leżała kilka centymetrów od wielkiej kałuży, do której zaraz by wpadła. Szkoła tańca "Krok", zajrzyj, zatańcz, pokochaj.  Zawsze zadziwiają mnie reklamy. Wszystko wydaje się takie proste. Raz, dwa i trzy, Po sprawie. Zainteresowało mnie to, taniec. Może to coś dla mnie? Na razie wystarczy mi ulotka ciasno zwinięta w mojej ręce. Czytam jeszcze raz, i kolejny, i jeszcze kolejny. Zastanowię się nad tym.
                                                                              ***
                                                                   *dwie godziny później*
 
   Jejku, sama nie wiem. Nie wiem, czy jestem gotowa. od śmierci babci nawet nie słuchałam muzyki. Nie umiałam nawet zaśpiewać dla siebie, nucić, jeszcze nie umiem. Zawsze ogarnia mnie takie uczucie, że byłaby na mnie zła, gdybym śpiewała,bo o niej nie pamiętam, a to nie tak. Pamiętam, tylko w pewnym momencie przypomniałam sobie słowa babci, kiedy uważałam, ze rodzice już umarli, i nie mogę np. bawić się z rówieśnikami, pięciolatce mówiła tak: jeśli mnie zabraknie, to pamiętaj, pamiętaj, że nigdy nie możesz się obwiniać, i nigdy nie przestawaj słuchać muzyki, muzyka spaja ludzi, i pomaga na smutek, kocham cię. Pamiętam to wrześniowe popołudnie. Balkon, leżak i piękny widok na Żolibórz. ja w niebiesko-szarej bluzie, babcia, w długiej, kolorowej, rozkloszowanej spódnicy, mimo problemów, barku pieniędzy byłyśmy szczęśliwe, miałyśmy siebie. Dopiero teraz, po latach, zdaje sobie sprawę, jak wiele daje człowiek drugiemu człowiekowi, ile uczuć, ile myśli. Płaczą razem i śmieją się razem, mają siebie. Nie ważne, czy są to młodzi dwudziestolatkowie, czy ci, którzy przeżyli wiele lat ze sobą... Tęsknię za tymi beztroskimi dniami spędzonymi na wspólnym pieczeniu ciasteczek, czy lepieniu pierogów na zapas. Brzmi banalnie. Ale to jest coś więcej. a teraz jest zupełnie inaczej. Kilka lat później dowiedziałam się, że  Rodzice żyja i dalej są, tylko daleko, ale nadal pamiętałam te słowa.
   Zdecydowałam się. Jutro pójdę do niby Taty i porozmawiam z nim.  o szkole tańca, o wyjeździe niby Mamy. Nie wiem jak to przyjmie. Z niby mamą nie mam co rozmawiać, w końcu rusza w wielki świat, i nie ma ochoty zamartwiać się jakąś sierotą.
   

czwartek, 22 marca 2012

Siedemnasty kwietnia, środa.

Siedemnasty kwietnia, środa. 


Babciu! 
Czas płynie tak szybko, nim się obejrzę mija kolejny dzień, a wraz z nim lecą kolejne łzy z mojej twarzy, produkowane wieczorem przy zdjęciach, przy Twoich i moich zdjęciach z kubkiem kakao.  Ostatnio przeszywa mnie jakieś dziwne uczucie, że niedługo coś się zmieni.  Może na lepsze. Jestem przerażona swoim pesymizmem... Kończę, bo nie wiem, co mam Ci jeszcze przekazać i jak to ubrać w słowa, może następny list stworzę dłuższy. 
Iga. 


-Igaaaa! Igaaa! Co Ty tam robisz, czemu się nie odzywasz?- krzyknęła chyba z kuchni niby Mama.
-Jestem, o co chodzi?-  odezwałam się dosyć niechętnie.
- O nic, po prostu musimy pogadać, idziesz?
-Tak- odpowiedziałam, bo chyba nie miałam wyjścia.
   Jestem na dole, niby Mama siedzi przy marmurowym blacie i dziwnie niepokojąco rusza palcami i stuka krwistoczerwonymi paznokciami.
   Chce porozmawiać, chce poważnie porozmawiać o czymś. No własnie, o czym?
-Iga, posłuchaj, już  od dawna chcę Ci to powiedzieć.  Dostałam propozycję pracy w Belgi, nie będe miała tyle czasu, bo przyjeżdżać, zajmować się Tobą, no i jeszcze pracować, w takim tez wypadku, niestety, muszę wyjechać na stałe, a Ty zostaniesz z Alą (Niby Siostrą) i Marcinem (Niby Tatą).
-Co? Co Ty w ogóle gadasz? - nie wierzyłam- Nie znasz mojej historii, już raz mnie ktoś porzucił, wtedy miałam babcię, a teraz, jak Ty to sobie wyobrażasz, myślisz, że będziesz opiekunką przez skype?
- Będziemy codziennie rozmawiać, widzieć siebie, przecież jest kamerka, damy radę.
-Chyba Ty dasz, ja nie chcę cię znać. Kolejna osoba mnie zostawia.
-Więc? - nie wiedział co powiedzieć
  - Więc, miłego życia bez nas. - zostawiła nas, zostałam porzucona po raz kolejny, po raz kolejny ktoś miał mnie głęboko gdzieś. Porzuciła potrójnie. Mnie, Alę i niby Tatę.
   Wstałam, z dość dużym pisakiem odsunęłam krzesło jadalne i poszłam na górę. Po raz tysięczny szłam po dwudziestostopniowych schodach i po raz kolejny łzy spływały mi po policzku.  Spadam ciężko na łózko i wierzyć mi się nie chce. Nie wiem, jak człowiek może porzucić dom, rodzinę, mimo, że niezbyt zgrana, to jednak rodzinę, i wyjechać, bo dostał dobra propozycję pracy? Z każdym dniem coś mnie zadziwia. Podłość ludzka, brak przywiązania, i martwi mnie to, że widzę tylko negatywne cechy. Nie widzę pozytywnych,może z czasem nauczę się patrzeć głębiej. 

czwartek, 15 marca 2012

Szesnasty kwietnia, wtorek.

Szesnasty kwietnia, wtorek. 

Babciu! 
Nawet nie wiesz, jak chciałabym teraz być z Tobą. Jak chciałabym pić teraz z Tobą gorące kakao, śmiać się rozmawiać. Tak, wiem, pewnie chcesz wiedzieć jak było na spotkaniu z rodzicami, prawda? Nijak. Dowiedziałam się, że mam siostrę... hipiskę, i wszystko byłoby dobrze, ale matka okazała się przestarzałą, zbuntowaną nastolatką, a ojciec motocyklistą. Ok, nie będę patrzeć na wygląd. Nawet nie nauczyli dziecka polskiego. Sami zaciągają po polsku, nie pasuje do nich, i nawet bym nie chciała. Nie chciałabym udawać tej "amerykańskiej" tandety. Chyba już wolę niby mamę, którą podziwiam, zaadoptowała mnie, a nie musiała. dziękuję jej za to. I Tobie też dziękuję, za wszystko, za ciepło, które mi przekazałaś, za miłość i za to wszystko, czego nie da wyrazić się słowami. Ostatnio zapomniałam, o chorobie, wytrzymam, dam radę. Ostatnie doświadczenia utwierdziły mnie w tym, że dobrze robię, że wygram, tak, uda się. Trzymaj kciuki,
Iga. 

   Zobaczmy co my tu mamy. matma, esej z polskiego, a no i jeszcze dwadzieścia, superdługich zadań z anglika. Pisałam babci, ze dam radę, bo dam. Na jutro, na środę. 
  Natłok zdarzeń, lekcji, życia mnie przytłacza, zwłaszcza życia. 
  SMS. 
   Hej Iga, mam pytanko, kiedy zmarła twoja babcia? 
   Jej bezczelność nie zna granic, Anka, jak ona może? Przecież zna moja historię, przecież wie jak cierpię. A mimo to, z niewidomych mi powodów czepia się. Właśnie teraz, i własnie babci. jakby nie mogła czepić się krzywo podciętych końcówek, niemodnej spódnicy, czy brzydkiej fryzury? Czeka na wojnę? Może juz się nudzi. Królowa szkoły, zdolna, bogata, piękna, chłopak siatkarz, każda o tym marzy, może gryzie ja ta, że nie staram się upodobnić do niej? Że nie kupuję tez masy kosmetyków, nie latam całymi dniami po galeriach handlowych, i że wole pisać, niż mówić? Tak, boli ją tą. 
   Kolejne "dam radę", bo dam. i choćby nie wiem co się stało dam radę. 
   Godziną 22:07 kończę dziej dawania rady i idę się myć, bo jutro nie wstanę, a może by było tak lepiej? 
   DAM RADĘ, muszę tym zastąpić myślenie o niepotrzebnych sprawach.  

niedziela, 11 marca 2012

Piętnasty kwietnia, poniedziałek.

Piętnasty kwietnia, poniedziałek.


Babciu!
Chyba tylko Ty możesz sobie wyobrazić jak wielki znak zapytania stawia przede mną to spotkanie. 
 Strasznie się boję; niby mama krząta się po domu nerwowo z dylematem, która broszka będzie lepsza na biznesowe spotkanie, i tak, tak, widzę, że martwi się moim spotkaniem, a więc jednak jej na mnie zależy... Teraz wsiadam w tramwaj i jadę, po... nowych, starych rodziców, do których chyba mam nawet mniejsze zaufanie niż do niby mamy... Trzymaj kciuki.
Iga. 


Siedzę z kawiarni "Po latach przy kawie", specjalnie wybrali taka nazwę, chcą do czegoś nawiązać?
Jeszcze ich nie ma.
O Boże, czyżby kobieta niezbyt ogarnięta z pomarańczowymi dredami i mężczyzna w motocyklowej skórze to byliby moi rodzice? Czy to możliwe? Patrzą. Widzą. Idą. Aż mi się wierzyć nie chce. Za nimi wchodzi coś na typ hipiski, niezbyt wysoka córka. Spojrzałam na siebie, nie nadaje się do nich.
- Witaj- powiedziała mama.
   Nie odzywam się.
- No nie przywitasz się?! Hej, to przecież my, twoi rodzice, a to Twoja siostra, Estera- próbowali udawać, że przez te wszystkie lata nic się nie stało...
 Dalej milczę.
- No odezwij się wreszcie, Estera choć tu.
- Hey baby, my name is  Estera.
-Co to ma być? - wreszcie wycedziłam z siebie pierwsze słowa, nawet nie mogli nauczyć swojego dziecka polskiego?! Wielcy światowcy?!
- Estera nie zna polskiego, nie było okazji.
-Tak jak nie było okazji, by mnie wychować, co? Była tylko okazja, by mnie zostawić i wyjechać sobie, prawda?
- To nie tak- próbowali się żałośnie tłumaczyć...
-Nie chcę Was znać, nienawidzę Was, poradzę sobie bez Was, ta jak radziłam sobie przez te wszystkie lata, weźcie sobie ta swoją Esterkę i znikajcie z mojego życia!
 Wybiegłam, Estera próbowała mnie gonić, w niezbyt szybkim pościgu.
- Stop, wait! 
- I do not want you to know!- uciekłam. 

Teraz płaczę. Za babcia, za innym życiem, za marzeniami, za tym lepszym jutro, które jakoś nie nadchodzi, i chyba szybko nie przyjdzie...

sobota, 3 marca 2012

Czternasty kwietnia, niedziela.

Babciu!
Znów zaczyna się nowy tydzień, nowe zdarzenia, nowe plany, znów będę musiała stawić czoło codzienności, znów będę musiała przeżywać szkolne smutki, rozczarowania. 
Ale teraz powiem Ci coś, co najbardziej mnie ostatnimi czasu poruszyło, i owa rzecz sprawiła, że nie miałam siły nawet napisać do Ciebie listu. 
Tak, rak, ale z tym sobie poradzę, będzie ciężko, wiem. Będzie bardzo ciężko. Dam radę, ty byś dała. 
Moi rodzice dzwonili, nie wiem jak mnie znaleźli, nie wiem poco, ale chcą się spotkać, w piątek w Złotych Tarasach. Jakie to banalne... Na takie spotkanie po latach wybierają tak banalne miejsce. A może chcę czuć się neutralnie? Może boja się kłótni? 
Pożyjemy, zobaczymy, trzymaj za mnie kciuki,
IGA, która nigdy o Tobie nie zapomina nie nie przestaje Cię kochać.


   Boje się tego spotkania. Właściwie to co sobie powiemy? Powitamy się gorącym uściskiem, i będziemy udawać, że nic się nie stało? Że nie pamiętam tych lat? Czy oni w ogóle coś o mnie wiedzą? Poza  tym, że jestem dziewczyną i mam na imię Iga, a no i , że jestem ich córką? Babcia bardzo wstydziła się za mamę. Jak ona mogła? Nie rozumiem...
   Moje szkolne relacje z koleżankami dochodzą do meritum w sprawie kłótni. Ciągle mamy do siebie o cos pretensje. Wszystko się sypie.
   Z nieba sypie się deszcz, a raczej pada, a pogoda wcale nie kwietniowa, sypia się problemy, które w zaskakująco szybkim czasie dopisują się do listy "problemów" i te kłótnie.
   Wszystko diabli wzięli.
   Czasami chciałabym umrzeć i nie martwić się niczym. Niby mama pozbyłaby się swojego problemu, czyli mnie, którą pod wpływem mody na adopcje przygarnęła, no i rzecz jasna wzbudziłaby współczucie, przez co zainteresowanie sobą, co uwielbia.
   Dziś po wizycie w kościele zaszłam na cmentarz. Olejne wkłady zniczy już się wypaliły, więc je wymieniłam.
   Następnie zrobiłam sobie obiad i zagłębiłam się w lekturze "Dzidów".
   A teraz pójdę się myc, bo jutro mam ciężki dzień, którego wolałabym uniknąć i zaszyć się na resztę tygodnia w łóżku, ale niestety, wszechmogąca nie jestem. 

poniedziałek, 27 lutego 2012

Dwunasty kwietnia, piątek.

Babciu! 
Jak czas szybko płynie... Nim się obejrzę już tyle czasu minęło.  Już piątek, kwiecień, a mi się zdaje, że jeszcze wczoraj siedziałam z Tobą i oglądałam czarno-białe filmy. ŻYCIE. 
Nie wiem co jeszcze mogę Ci napisać, może to, że bardzo Cię kocham. 
Iga. 


   Piątki, nie wiem dlaczego u wszystkich budzą taka radość, dzień tygodnia.
   Zgubiłam się podwójnie. Dziś zapomniałam drogi na przystanek, nie wiem czy spowodowane jest to tym, że w myślach zajęta byłam czym innym, czy tym, że po prostu zapomniałam. Ale to możliwe? Szłam tą drogą po raz setny, zapomnieć? Bywa. Drugie zagubienie. Gubię się we własnym życiu. Nie wiem co mam robić, bo nie mam nad sobą mentora swego rodzaju który podpowiada mi jak żyć. Kiedy babci żyła było łatwiej. Mimo, że każdego dnia toczyłyśmy walkę z jej chorobą, co dzień martwiłyśmy się o jutro to było łatwiej. A teraz?
   Teraz wiem, że jutro obudzę się w pięknej willi, ale co mi po tym?
   Zawsze z babcią marzyłyśmy o tym, by zamieszkać w takim domu i żyć wiecznie.
   Kończę mój superkrótki wpis  pamiętnikowy, pomyślę.
   Która jest godzina? Piętnasta. Zdążę jeszcze na najbliższy autobus, by pojechać na cmentarz.

wtorek, 21 lutego 2012

Jedenasty kwietnia, czwartek.

Jedenasty kwietnia, czwartek



Jedyna!
Czuje się coraz gorzej. Może to dobrze? Może szybciej się spotkamy? Byłabym za. 
Czy w niebie jest budka pana Sikorskiego z lodami  do, której w każde sobotnie popołudnie chodziłyśmy?  
Jeśli tak, to już idę się pakować. Są jakieś ograniczenia kilogramowe? :) 
Tak bardzo wszystko mi Ciebie przypomina, pamiętaj o mnie,
Iga. 


   Zapaliłam fioletową lampkę, która stała na moim biurku. Włożyłam list do szuflady, która przeznaczyłam własnie do tego tez celu.
   Byłam dziś u lekarza. Najpierw niby badania kontrolne, krew i inne zastrzyki, ale wyczuwałam coś w tym głosie, co mnie niepokoiło.  Niby mama, chcąc sprawę załatwić jak najszybciej "grzecznie" mnie wyprosiła i sama konwersowała z lekarzem. To  co usłyszałam przez drewniane drzwi wstrząsnęło mną tak, ze nie mogłam ruszyć się z miejsca. Pewnego typu "wyrocznia" spadła na mnie, zrzucając ze sobą ucisk w sercu, który myślę, pozostanie długotrwały.
   Rak.
   Rak płuc.
   Koniec, to koniec.
   Jak sparaliżowana siedziałam na krześle pod gabinetem lekarskim.
   Niby mam wyszła z gabinetu, ale nie dała niczego po sobie poznać. Jak zwykle z gracją w czerwonej mini przeszła przez próg i z ta wrodzona zimnością kazała się ubierać, a ja? Mimo tego, ze nie chciałam dać niczego po sobie poznać drżałam ze smutku...
   Ej, czy ja mam jakiś sens życia? Teraz chcąc pomyśleć położę się szybko do łóżka, bo słyszę, że wybiera się do mnie niby mama, pewnie  chce mi powiedzieć o...
 Chciałabym, żeby babcia teraz tu była...


sobota, 18 lutego 2012

Dziesiąty kwietnia, środa.

 Najdroższa! 
Patrzę na szkatułkę, którą podarowałaś mi na czternaste urodziny. Pamiętasz? Opowiedziałaś mi wtedy 
historię, dlaczego mieszkam z Tobą, a moi rodzice o mnie nie pamiętają. Moja reakcja bardzo Cię zaskoczyła, kiedy powiedziałaś mi, że moi rodzice nadal żyją ale za granicą. Wyobraziłam sobie wtedy, jak żyją, czy maja jeszcze jedno dziecko, ale najbardziej utkwiło mi w pamięci to, czy oni nie maja serca? Jak można zostawić własne dziecko i wyjechać. Ale Ty, moja babci przygarnęłaś mnie i kochałaś taka miłością jaka nigdy nie kochali mnie moi rodzice, i za to Ci dziękuję, popatrz na mnie czasami z góry,
Iga. 


   Nie wiem dlaczego, ale teraz po całym dniu, kiedy rzekomo powinnam być zmęczona miałam ochotę iść na cmentarz. Postać przy marmurowym nagrobku i popłakać. Nad swoim losem, ale głównie nad samotnością z jaka na co dzień  się borykam.  Nie umiem jeszcze spojrzeć na zdjęcie babci.  Przytwierdzone do tablicy i nie płakać.  To mnie przytłacza.
   Kolacja.
   Znów mam mdłości. Znów idąc po drewnianych schodach prawie nie zasłabłam i nie zemdlałam. Mam ciemność przed oczyma. Coś się dzieje. Musze powiedzieć o tym niby rodzicom. Tak na prawdę już wczoraj miałam im o tym powiedzieć, ale nagła fala smutku mnie przytłoczyła. Czasami myślę co bym robiła teraz gdyby moja babci żyła. Spoglądam na zegarek; 18:31, teraz pewnie szłam bym do ciasnego pokoiku z taca w reku niosąc  lekarstwa, czyli chemioterapię w tabletkach. Ona miała szansę. Ale tak jak w życiu bywa los nie chciał by ją wykorzystała....
   Byłam dziś nad Wisłą. Karmiłam kaczki brodzące u brzegu. Łamałam dużą bułkę na mniejsze kawałki, i z zamachem rzucałam, by chociaż im było dziś weselej. Potem zajrzałam na Powązki. Przeszłam do odpowiedniego sektora i stałam nad tym nagrobkiem i płakałam pustym płaczem, który rozrywał mnie całą od środka.
   Cierpię.

piątek, 17 lutego 2012

Ósmy kwietnia, poniedziałek

Ósmy kwietnia, poniedziałek




   Babciu!
   Piszę do Ciebie list". Jest całkiem ciemno i niekoniecznie widzę swoje koślawe litery. Gruby tusz długopisu powoli kończy swój żywot, a ja dalej piszę. Myślę, jak tam jest, jak się czujesz? Jestem sama. Sama, w pustym pokoju czekam na zbawienie,może przyjdzie, na razie czekam na jutrzejszy dzień, może będzie lepszy, kocham Cię najmocniej na świecie, 
Iga. 


   Takimi słowami zaczął się mój prozaiczny list, którego pisałam pod impulsem i za jego też sprawą
wcisnęłam to zawiniątko w ciasną szczelinę pomiędzy szufladą a kawałkiem drewna.
  Tak bardzo tęsknię, za tym co jeszcze niespełna rok temu wydawało mi się normą. Za ciasnym mieszkankiem na Żoliborzu, za comiesięcznym stresem związanym z opłata rachunków, zapach świeżo mielonej kawy o poranku, wspomnienia wracają.
   Tak na prawdę nie wiem jak to się stało. Ostatnie dni życia mojej babci spędziłam w szpitalu. Czuwałam przy metalowym  łóżku stojącym w sali numer pięćdziesiąt trzy. Dokładnie pamieęam ten dzień. Środa, 19:18, trzymałam moja babcie za bladą i chuda rękę, płakałam, bo czułam, że ja tracę, płakałam, bo czułam, że nie przeżyjemy razem kolejnego roku, i czułam, że to koniec. Co ja miałam wtedy właściwie robić? Już nie było sensu ja pocieszać, bo babcia tez to wyczuwała. Czasami mam wrażenie, że babcie kochają nas bardziej niż nasi rodzice. Żarówka powoli się przepalała, i nadeszła 19:19, żarówka zgasła, a wraz z nią zmarła moja babcia... Przegrała walkę z rakiem...Poszłam po pielęgniarkę, bo wiedziałam, że będzie tylko gorzej...
   Teraz, kiedy wspomnienia wracają jest mi tak strasznie przykro. Przykro, że choroba zawitała akurat do naszego mieszkania, że choroba wybrała własnie Ciebie, spośród tylu ludzi na ziemi... A może to był znak?
   Ale znak do czego? Pożyjemy, zobaczymy, wszystko wyjdzie w praniu, tak mówiłaś, to były Twoje ulubione powiedzenia, a teraz ja mogę je powtarzać nieudolnie naśladując Ciebie...
   A teraz zejdę na dół i porozmawiam z niby rodzicami, bo tak na prawdę nie mogę ich nazwać rodzicami, tego budynku nie mogę tez nazwać domem. Dom, to ciepło tworzone przez członków rodziny, do, to miejsce spotkań, a nie kawałek cegły złączonych ze sobą w którym dwóch służbistów i ich równie służbowa córka zostawiają sobie wiadomości na papierowych kartkach...
   A potem  umyję się i pójdę spać sen dobrze mi zrobi, jutro będzie lepiej, w końcu moja babcia zawsze tak mówiła...

O czym.

Książka, którą jakiś czas temu pisać zaczęłam opowiada o dziewczynie, która adoptowana trafia do rezydencji,gdzie mimo przypuszczeń wcale nie jest szczęśliwa. Wolałaby mieszkać w małym mieszkaniu na Żoliborzu z babcią, która zmarła na raka, po jakimś czasie i  ona zaczyna mieć pewne problemy, z którymi nie koniecznie sobie radzi...  Forma pamiętnika, która tak na prawdę jest jej jedynym miejscem, gdzie może napisać co czuje, myśli, tam też pisze listy do babci, niestety nie może ich wysłać, ponieważ nie zna adresu do nieba...

Zapraszam do czytania:)