czwartek, 29 marca 2012

Dwudziesty drugi kwietnia, poniedziałek.

Dwudziesty drugi kwietnia, poniedziałek. 


Najdroższa! 


Znów zaczyna się tydzień, kolejny rozdział i kończy się miesiąc.  Za dziewięć dni rozpoczyna się maj. Mój ulubiony miesiąc. Zawsze maj kojarzył mi się z pachnącymi kwiatami, pięknym słońcem i długimi spacerami. Dokładnie pamiętam owe spacery w pełnym słońcu, wśród kwiatów, które pachną życiem. 
Dokładnie to pamiętam. Przypomina mi się też jak wieczorami, tymi ciepłymi, pachnącymi już latem, beztroskimi wakacjami siedziałyśmy na balkonie. Ciągle wracają wspomnienia. Teraz moje lato będę spędzać przy metalowych balkonowych prętach, być może gdzieś wyjadę. Będę spędzać więcej czasu z Tobą, przemyślę wszystko, wreszcie będę miała dużo czasu na odpoczynek. Tak, na pewno odpocznę. Czekam na te gorące, wakacyjne dni, kiedy łąka będzie pachniała życiem, 
Kocham Cię,
Iga. 




   Wróciłam dziś o piętnastej osiem. Weszłam do pustego domu, zjadłam obiad i znów nie wiedziałam co robić.
   Wzięłam głęboki oddech. Wdech i wydech.
   Znów idę na te nieszczęsne piętro i wchodzę do wywietrzonego pokoju. Czuję ten zapach. Zamknęłam oczy i przypomniałam sobie ten list, list do babci. przesycony wspomnieniami, dosłownie przepełniony tęsknotą za latem i za tą łąką. Tak, poczułam się jak na tej łące. Było mi beztrosko.
   Usiadłam przy dębowym biurku i zaczęłam stukać palcami w blat.
   Włączam laptopa. Tak, może to dziwne, będę szukać adresu do nieba. Wiele osób z "Prywatnego gimnazjum na Mokotowie" pewnie stwierdziłoby, że jestem co najmniej nienormalna. Ale jeśli dana osoba nie spotka się z takim nieszczęściem i takim problemem nie zrozumie.  jest tak ciężko. budzić się rano i mieć świadomość, że nie powie się tej osobie rano "Dzień Dobry", czy "Cześć". jest tak ciężko. Czuje się w sercu taka pustkę, której nie da się nawet wypełnić najróżniejszymi zajęciami. Pustka zostaje. Tak jak ranę można zakryć, tak pustkę też, ale niestety zostaje...
  I taka jest nasza ludzka, nieszczęsna prawda...
  Adresu nie znalazłam, lecz obierając sobie cel moich poszukiwań, raczej nie pozostawiałam sobie złudzeń. Że znajdę owy adres i wspomnianą wcześniej pocztę. Nie ma takiej, na razie. No własnie, na razie...
  Teraz zaszyję się w kącie z czytanym po raz setny tomem "Harrego Pottera" i na chwilę zapomnę o tym wszystkim, w końcu mi tez coś się należy...

środa, 28 marca 2012

Dwudziesty pierwszy kwietnia, niedziela.

Dwudziesty pierwszy kwietnia, sobota. 


Najdroższa!


Na wstępie chciałabym Ci powiedzieć, żebyś się nie martwiła, coraz lepiej daje sobie radę w świcie, bez Ciebie... Wiem, że może wyda Ci się, że nie pamiętam o Tobie, że coraz łatwiej mi zapomnieć, że babcia była, ale już jej nie ma i nie będzie, nie, stanowcze nie. Pamiętam cały czas. Dziś Cię odwiedziłam. Znów zobaczyłam to zdjęcie promiennej twarzy z dowodu, tej, która przeżyła w życiu chwile lepsze i gorsze, ale tez tej, która kocha wszystkich mimo wszystko. Mimo tego zła, które jej wyrządzono, mimo tego, że jej własna rodzona córka porzuciła dziecko i oddała je na wychowanie jej, w tych oczach jest miłość. I tego Ci nigdy nie zapomnę... Byłam tez dziś na Żoliborzu. I przyszła mi do głowy pewna myśl, która idealnie pasuje do naszej historii "Ludzie odchodzą, ale wspomnienia zostają" Niestety...
Kocham Cie, proszę, pamiętaj o mnie,
Iga.


   Na coniedzielnym spacerze po Warszawie, a raczej po Żoliborzu, po przejściu się wąskimi uliczkami, zakamarkami o których mało kto wie, zrobiło mi się lepiej. Jednak nawet w tak zatłoczonej stolicy istnieją miejsca, dzielnice, gdzie człowiek może wszystko przemyśleć, bez szumu, bez hałasu, na spokojnie.
   I tak szłam, niezbyt szybkim krokiem, układając w głowie wszystkie myśli i wydarzenia, które natłoczyły się nie ma w tym tygodniu. Choroba, babcia, Niby Tata, wyjazd Niby Mamy. Doszłam do wniosku, że bez względu na wszystko, kiedy będę w trudnej sytuacji muszę pomyśleć ja zrobiłaby babcia. Ja zachowała by się ta mądrą kobietą, która kochała mnie przez piętnaście lat mojego życia i nadal kocha, tylko, że inaczej. Jak ona by zrobiła? Pamiętam, że kiedy miałam jakiś problem przychodziła, siadała w tym czerwonym, przestarzałym fotelu i mówiła : "Wszystko z wszystkim musi się uleżeć w czasie, żeby można było myśleć". Kiedy byłam niepełna pięciolatką dziwiły mnie te słowa, ale z wiekiem rozumiem. Uleżały.
   Przez Warszawę przeszła dziś fala pięknego słońca. Które ogrzewało mą cały czas jakże bladą twarz. Tak, czułam się dobrze. Dawno się tak nie czułam, przemyślałam wszystko i wiem co mam zrobić. Bez kłótni, byłam sama z sobą. Dobrze mi to zrobiło.
   Dziwnie się czuje pisząc to wszystko, jest mi przykro. Że nie powtórzę już tego dnia. Może i przejdę się jeszcze w takim słońcu po ulicach Żoliborza, ale nie powtórzy się ten dzień. Te minuty ta data. Czasami tak bardzo chcę cofnąć czas. Tyle słów bym powiedziała, a tak wiele zatrzymała tylko dla siebie.
   Ale zawsze człowiek myśli za późno, i kiedy się obejrzy , drugiej osoby już nie ma z nami...

niedziela, 25 marca 2012

Dwudziesty kwietnia, sobota.

Dwudziesty kwietnia, sobota. 


Babciu! 
Przezywam kolejne "smutne dni". Niby Mama wyjeżdża. Pamiętasz jak kiedyś pisałam, Ci, że mam jej dość? Pozory mylą, i ja po raz kolejny się o tym przekonałam. nie wiem jak można zachować się tak w stosunku do drugiego człowieka. Niby Tata wyzwał mnie od niewdzięcznic tylko dlatego, że chciałam tańczyć, że nie chciałam trwać w tej żałobie, bo teraz wiem, że nie wróci mi ona Ciebie. Tak jak Ci pisałam, trzeba iść dalej. Stwierdził, że nie wie jak można tak nie pamiętać o babci, jak można  chcieć tańczyć niecały rok po jej śmierci. Może nie wypowiedział tego na głos, ale można było się domyślić... 
Nasza rozmowa, mimo, że krótka i treściwa, skończyła się jednoznacznie. Teraz jadę na wizytę, ta która zdecyduje, czy będę miała siłę. 
Koniec. 
Kocham Cię, i trzymaj kciuki. 
Iga. 


   Jadę czarnym Audi przez mokotowskie ulice. Ciągle jadę. Czas strasznie mi się dłuży. Dziesięć kilometrów wydaje się być dystansem stu...
  Jesteśmy. "Prywatny szpital leczenia raka". Kolejne smutne zdanie. A raczej równoważnik.
 

                                                                       *Po wizycie*

- Iga, i co? Co Ci powiedziała?
- A co ma być? Od kiedy tak Cie interesuję?
- Od.. No i jak?
-Choroba dalej się rozwija. Możemy już jechać?

   W samochodzie milczeliśmy.  Cisza uzupełniała wszystko. Po drodze wysiadłam. Zaszłam jeszcze na Powązki. Pomogło mi to. Porozmawiałam do marmurowego pomnika. Do zdjęcia w szklanej obudowie. I do kwiatów. ogólnie. Znów płakałam. Nie umiem nad tym zapanować. wróciłam po półtorej godzinie.
   Niby taty w domu nie było. Zostawił tylko kartkę z krótka informacją.
   Siedzę na fioletowej kanapie, pusto wpatruje się z szklany ekran komputera i bezszelestnie strzałka przewijam zdjęcia. Babci, czasem moje. Sfotografowane niezbyt dokładnie, ale przekazane z uczuciami. z sercem.  Nie umiem jeszcze określić jak wielki uraz został w moim sercu. Ale z jednego jestem zadowolona. Umiem powiedzieć o tym szczerze. Tak, moja babcia nie żyje i wiem o tym. Ale wiem tez, ze mogę pamiętać o niej, i wiem, że ona tez o mnie pamięta, jestem pewna, że nawet będąc dwudziestolatką będę pamiętać o babci.  Jestem pewna.
   Herbata z płatków hibiskusa. Tak, dobrze mi to zrobi. Przywracająca wspomnienia.
   Tak, i teraz wiem, że nikomu, tak, nikomu, nie życz e takiej straty., Takiej, z która nie umie sobie poradzić, i takiej, która trwa wiecznie...

sobota, 24 marca 2012

Dziewiętnasty kwietnia, piątek.

Dziewiętnasty kwietnia, piątek. 


Kochana! 
Tak jak chciałaś, będę żyć dalej. Dalej będę łamać ten mur smutków i tęsknoty, jak pisałam do Ciebie ostatnio, dam radę, muszę. Tak bardzo mi Ciebie brakuje. Piszę Ci to codziennie.  Tak, pomaga mi to. Znalazłam wczoraj ulotkę szkoły tańca na ulicy. Pamiętam, jak razem marzyłyśmy, by chociaż raz obejrzeć turniej tańca. Te piękne stroje, ruchy, ludzie. Wyobrażałyśmy to sobie jako bajkę. Piękna i nie do spełnienia.  Ale na szczęście nauczyłaś mnie marzyć. Jestem z siebie dumna. Ostatnimi czasy w ogóle nie myślę o chorobie. Nie przeszkadza mi to, ale walczę z tym i nie mogę zapomnieć. . Niestety musiała się odezwać w postaci badań kontrolnych. Teraz idę porozmawiać z niby Tatą o tańcu i przyszykować się na jutrzejszą, niezbyt łatwą dla mnie wizytę.  a teraz pamiętaj, że bez Ciebie nigdy nie nauczę się być w pełni szczęśliwa... 
Kocham Cie tak mocno, że nie umiem tego ubrać w słowa. Kocham cie nadal. 
Iga
  Schodzę na dół, kolana trochę odmawiają mi posłuszeństwa. Z tego co widziałam i z tego co mi się wydaje niby Tata był jeszcze bardziej służbowy, ale może pozory mylą, bo pamiętam ta kłótnię, kiedy niby Mama powiedziała, że... muszę się z tym zmierzyć, że wyjeżdża. Mówił, że nawet on nie jest takim pracoholikiem, więc może jednak te pozory...
  - Chciałabym porozmawiać... - powiedział, a niby Tata wydał się wyraźnie zły, że odciągnęłam go od pracy.
 -  Tak? - w domu tak rzadko się odzywał,  że nie pamiętałam jego głosu.
-Wczoraj zainteresowałam się jedną szkoła tańca, chciałabym tam chodzić.
-Jak możesz? - nie bardzo rozumiałam.
-Proszę?
-Co proszę? Masz żałobę, nie wstyd Ci, no i to tego ten.. no wiesz... choroba. Jak Ty to sobie wyobrażasz? Ja nie śmiał bym.
-Ale...
-Jeszcze śmiesz się odzywać?
-Jak możesz? Babcia zawsze mówiła, że nawet jeśli jej zabraknie, mam być szczęśliwa, śpiewać, tańczyć, robić to co kocham. Nienawidzę Cię, nie wiedziałam, że można być tak nieludzkim.
- Pozory mylą.

   Po raz setny szłam po schodach z płaczem. Po raz setny zawiodłam się i po raz setny nie chce mi się zyć. Chyba nikt mnie nie rozumie. i znów wszystko zepsuły pozory.  Myślałam, z resztą nie mam co myśleć. Nikt mnie nie chce w tym domu. Uciekłabym, ale gdzie? Chcę zniknąć. Chciałabym znów mieć pięć lat. Latać po łące w wianku ze stokrotek i nie myśleć, czy jutro aby kolejny raz ktoś nie wypomni mi jaka to jestem beznadziejna. Chcę tylko lepszego życia... Chcę...
   Jutro zastanowię się nad tym wszystkim. Co zrobić z niby Tatą, z życiem, i jak wreszcie chociaż w małym stopniu być szczęśliwą. Pesymizm mi nie służy... Ale to jutro. Już jutro. Albo dopiero. 

piątek, 23 marca 2012

Osiemnasty kwietnia, czwartek.

Osiemnasty kwietnia, czwartek.


Babciu! 
I wykrakałam. Coś się zmieniło, po raz kolejny zawiodłam się na losie,  i po raz kolejny przez dłuższy czas nie będę umiała komuś zaufać... Niby Mama wyjeżdża. Nie na miesiąc, nawet nie na rok. Na zawsze. Nie obchodzi ją co się stanie z Niby Siostrą i Niby Tatą.  Tak po prostu. Nie wiedziałam, że człowiek może wyjechać z dnia na dzień i zapomnieć. Tak po prostu. 
Ja nigdy nie zapomnę o Tobie, i o tym co dla mnie zrobiłaś, Kocham Cię, kiedyś wyślę listy, jak tylko znajdę właściwy adres.
Iga. 


   Dziś idąc mokotowskimi ulicami, w niezbyt wiosennej pogodzie znalazłam ulotkę. Leżała kilka centymetrów od wielkiej kałuży, do której zaraz by wpadła. Szkoła tańca "Krok", zajrzyj, zatańcz, pokochaj.  Zawsze zadziwiają mnie reklamy. Wszystko wydaje się takie proste. Raz, dwa i trzy, Po sprawie. Zainteresowało mnie to, taniec. Może to coś dla mnie? Na razie wystarczy mi ulotka ciasno zwinięta w mojej ręce. Czytam jeszcze raz, i kolejny, i jeszcze kolejny. Zastanowię się nad tym.
                                                                              ***
                                                                   *dwie godziny później*
 
   Jejku, sama nie wiem. Nie wiem, czy jestem gotowa. od śmierci babci nawet nie słuchałam muzyki. Nie umiałam nawet zaśpiewać dla siebie, nucić, jeszcze nie umiem. Zawsze ogarnia mnie takie uczucie, że byłaby na mnie zła, gdybym śpiewała,bo o niej nie pamiętam, a to nie tak. Pamiętam, tylko w pewnym momencie przypomniałam sobie słowa babci, kiedy uważałam, ze rodzice już umarli, i nie mogę np. bawić się z rówieśnikami, pięciolatce mówiła tak: jeśli mnie zabraknie, to pamiętaj, pamiętaj, że nigdy nie możesz się obwiniać, i nigdy nie przestawaj słuchać muzyki, muzyka spaja ludzi, i pomaga na smutek, kocham cię. Pamiętam to wrześniowe popołudnie. Balkon, leżak i piękny widok na Żolibórz. ja w niebiesko-szarej bluzie, babcia, w długiej, kolorowej, rozkloszowanej spódnicy, mimo problemów, barku pieniędzy byłyśmy szczęśliwe, miałyśmy siebie. Dopiero teraz, po latach, zdaje sobie sprawę, jak wiele daje człowiek drugiemu człowiekowi, ile uczuć, ile myśli. Płaczą razem i śmieją się razem, mają siebie. Nie ważne, czy są to młodzi dwudziestolatkowie, czy ci, którzy przeżyli wiele lat ze sobą... Tęsknię za tymi beztroskimi dniami spędzonymi na wspólnym pieczeniu ciasteczek, czy lepieniu pierogów na zapas. Brzmi banalnie. Ale to jest coś więcej. a teraz jest zupełnie inaczej. Kilka lat później dowiedziałam się, że  Rodzice żyja i dalej są, tylko daleko, ale nadal pamiętałam te słowa.
   Zdecydowałam się. Jutro pójdę do niby Taty i porozmawiam z nim.  o szkole tańca, o wyjeździe niby Mamy. Nie wiem jak to przyjmie. Z niby mamą nie mam co rozmawiać, w końcu rusza w wielki świat, i nie ma ochoty zamartwiać się jakąś sierotą.
   

czwartek, 22 marca 2012

Siedemnasty kwietnia, środa.

Siedemnasty kwietnia, środa. 


Babciu! 
Czas płynie tak szybko, nim się obejrzę mija kolejny dzień, a wraz z nim lecą kolejne łzy z mojej twarzy, produkowane wieczorem przy zdjęciach, przy Twoich i moich zdjęciach z kubkiem kakao.  Ostatnio przeszywa mnie jakieś dziwne uczucie, że niedługo coś się zmieni.  Może na lepsze. Jestem przerażona swoim pesymizmem... Kończę, bo nie wiem, co mam Ci jeszcze przekazać i jak to ubrać w słowa, może następny list stworzę dłuższy. 
Iga. 


-Igaaaa! Igaaa! Co Ty tam robisz, czemu się nie odzywasz?- krzyknęła chyba z kuchni niby Mama.
-Jestem, o co chodzi?-  odezwałam się dosyć niechętnie.
- O nic, po prostu musimy pogadać, idziesz?
-Tak- odpowiedziałam, bo chyba nie miałam wyjścia.
   Jestem na dole, niby Mama siedzi przy marmurowym blacie i dziwnie niepokojąco rusza palcami i stuka krwistoczerwonymi paznokciami.
   Chce porozmawiać, chce poważnie porozmawiać o czymś. No własnie, o czym?
-Iga, posłuchaj, już  od dawna chcę Ci to powiedzieć.  Dostałam propozycję pracy w Belgi, nie będe miała tyle czasu, bo przyjeżdżać, zajmować się Tobą, no i jeszcze pracować, w takim tez wypadku, niestety, muszę wyjechać na stałe, a Ty zostaniesz z Alą (Niby Siostrą) i Marcinem (Niby Tatą).
-Co? Co Ty w ogóle gadasz? - nie wierzyłam- Nie znasz mojej historii, już raz mnie ktoś porzucił, wtedy miałam babcię, a teraz, jak Ty to sobie wyobrażasz, myślisz, że będziesz opiekunką przez skype?
- Będziemy codziennie rozmawiać, widzieć siebie, przecież jest kamerka, damy radę.
-Chyba Ty dasz, ja nie chcę cię znać. Kolejna osoba mnie zostawia.
-Więc? - nie wiedział co powiedzieć
  - Więc, miłego życia bez nas. - zostawiła nas, zostałam porzucona po raz kolejny, po raz kolejny ktoś miał mnie głęboko gdzieś. Porzuciła potrójnie. Mnie, Alę i niby Tatę.
   Wstałam, z dość dużym pisakiem odsunęłam krzesło jadalne i poszłam na górę. Po raz tysięczny szłam po dwudziestostopniowych schodach i po raz kolejny łzy spływały mi po policzku.  Spadam ciężko na łózko i wierzyć mi się nie chce. Nie wiem, jak człowiek może porzucić dom, rodzinę, mimo, że niezbyt zgrana, to jednak rodzinę, i wyjechać, bo dostał dobra propozycję pracy? Z każdym dniem coś mnie zadziwia. Podłość ludzka, brak przywiązania, i martwi mnie to, że widzę tylko negatywne cechy. Nie widzę pozytywnych,może z czasem nauczę się patrzeć głębiej. 

czwartek, 15 marca 2012

Szesnasty kwietnia, wtorek.

Szesnasty kwietnia, wtorek. 

Babciu! 
Nawet nie wiesz, jak chciałabym teraz być z Tobą. Jak chciałabym pić teraz z Tobą gorące kakao, śmiać się rozmawiać. Tak, wiem, pewnie chcesz wiedzieć jak było na spotkaniu z rodzicami, prawda? Nijak. Dowiedziałam się, że mam siostrę... hipiskę, i wszystko byłoby dobrze, ale matka okazała się przestarzałą, zbuntowaną nastolatką, a ojciec motocyklistą. Ok, nie będę patrzeć na wygląd. Nawet nie nauczyli dziecka polskiego. Sami zaciągają po polsku, nie pasuje do nich, i nawet bym nie chciała. Nie chciałabym udawać tej "amerykańskiej" tandety. Chyba już wolę niby mamę, którą podziwiam, zaadoptowała mnie, a nie musiała. dziękuję jej za to. I Tobie też dziękuję, za wszystko, za ciepło, które mi przekazałaś, za miłość i za to wszystko, czego nie da wyrazić się słowami. Ostatnio zapomniałam, o chorobie, wytrzymam, dam radę. Ostatnie doświadczenia utwierdziły mnie w tym, że dobrze robię, że wygram, tak, uda się. Trzymaj kciuki,
Iga. 

   Zobaczmy co my tu mamy. matma, esej z polskiego, a no i jeszcze dwadzieścia, superdługich zadań z anglika. Pisałam babci, ze dam radę, bo dam. Na jutro, na środę. 
  Natłok zdarzeń, lekcji, życia mnie przytłacza, zwłaszcza życia. 
  SMS. 
   Hej Iga, mam pytanko, kiedy zmarła twoja babcia? 
   Jej bezczelność nie zna granic, Anka, jak ona może? Przecież zna moja historię, przecież wie jak cierpię. A mimo to, z niewidomych mi powodów czepia się. Właśnie teraz, i własnie babci. jakby nie mogła czepić się krzywo podciętych końcówek, niemodnej spódnicy, czy brzydkiej fryzury? Czeka na wojnę? Może juz się nudzi. Królowa szkoły, zdolna, bogata, piękna, chłopak siatkarz, każda o tym marzy, może gryzie ja ta, że nie staram się upodobnić do niej? Że nie kupuję tez masy kosmetyków, nie latam całymi dniami po galeriach handlowych, i że wole pisać, niż mówić? Tak, boli ją tą. 
   Kolejne "dam radę", bo dam. i choćby nie wiem co się stało dam radę. 
   Godziną 22:07 kończę dziej dawania rady i idę się myć, bo jutro nie wstanę, a może by było tak lepiej? 
   DAM RADĘ, muszę tym zastąpić myślenie o niepotrzebnych sprawach.  

niedziela, 11 marca 2012

Piętnasty kwietnia, poniedziałek.

Piętnasty kwietnia, poniedziałek.


Babciu!
Chyba tylko Ty możesz sobie wyobrazić jak wielki znak zapytania stawia przede mną to spotkanie. 
 Strasznie się boję; niby mama krząta się po domu nerwowo z dylematem, która broszka będzie lepsza na biznesowe spotkanie, i tak, tak, widzę, że martwi się moim spotkaniem, a więc jednak jej na mnie zależy... Teraz wsiadam w tramwaj i jadę, po... nowych, starych rodziców, do których chyba mam nawet mniejsze zaufanie niż do niby mamy... Trzymaj kciuki.
Iga. 


Siedzę z kawiarni "Po latach przy kawie", specjalnie wybrali taka nazwę, chcą do czegoś nawiązać?
Jeszcze ich nie ma.
O Boże, czyżby kobieta niezbyt ogarnięta z pomarańczowymi dredami i mężczyzna w motocyklowej skórze to byliby moi rodzice? Czy to możliwe? Patrzą. Widzą. Idą. Aż mi się wierzyć nie chce. Za nimi wchodzi coś na typ hipiski, niezbyt wysoka córka. Spojrzałam na siebie, nie nadaje się do nich.
- Witaj- powiedziała mama.
   Nie odzywam się.
- No nie przywitasz się?! Hej, to przecież my, twoi rodzice, a to Twoja siostra, Estera- próbowali udawać, że przez te wszystkie lata nic się nie stało...
 Dalej milczę.
- No odezwij się wreszcie, Estera choć tu.
- Hey baby, my name is  Estera.
-Co to ma być? - wreszcie wycedziłam z siebie pierwsze słowa, nawet nie mogli nauczyć swojego dziecka polskiego?! Wielcy światowcy?!
- Estera nie zna polskiego, nie było okazji.
-Tak jak nie było okazji, by mnie wychować, co? Była tylko okazja, by mnie zostawić i wyjechać sobie, prawda?
- To nie tak- próbowali się żałośnie tłumaczyć...
-Nie chcę Was znać, nienawidzę Was, poradzę sobie bez Was, ta jak radziłam sobie przez te wszystkie lata, weźcie sobie ta swoją Esterkę i znikajcie z mojego życia!
 Wybiegłam, Estera próbowała mnie gonić, w niezbyt szybkim pościgu.
- Stop, wait! 
- I do not want you to know!- uciekłam. 

Teraz płaczę. Za babcia, za innym życiem, za marzeniami, za tym lepszym jutro, które jakoś nie nadchodzi, i chyba szybko nie przyjdzie...

sobota, 3 marca 2012

Czternasty kwietnia, niedziela.

Babciu!
Znów zaczyna się nowy tydzień, nowe zdarzenia, nowe plany, znów będę musiała stawić czoło codzienności, znów będę musiała przeżywać szkolne smutki, rozczarowania. 
Ale teraz powiem Ci coś, co najbardziej mnie ostatnimi czasu poruszyło, i owa rzecz sprawiła, że nie miałam siły nawet napisać do Ciebie listu. 
Tak, rak, ale z tym sobie poradzę, będzie ciężko, wiem. Będzie bardzo ciężko. Dam radę, ty byś dała. 
Moi rodzice dzwonili, nie wiem jak mnie znaleźli, nie wiem poco, ale chcą się spotkać, w piątek w Złotych Tarasach. Jakie to banalne... Na takie spotkanie po latach wybierają tak banalne miejsce. A może chcę czuć się neutralnie? Może boja się kłótni? 
Pożyjemy, zobaczymy, trzymaj za mnie kciuki,
IGA, która nigdy o Tobie nie zapomina nie nie przestaje Cię kochać.


   Boje się tego spotkania. Właściwie to co sobie powiemy? Powitamy się gorącym uściskiem, i będziemy udawać, że nic się nie stało? Że nie pamiętam tych lat? Czy oni w ogóle coś o mnie wiedzą? Poza  tym, że jestem dziewczyną i mam na imię Iga, a no i , że jestem ich córką? Babcia bardzo wstydziła się za mamę. Jak ona mogła? Nie rozumiem...
   Moje szkolne relacje z koleżankami dochodzą do meritum w sprawie kłótni. Ciągle mamy do siebie o cos pretensje. Wszystko się sypie.
   Z nieba sypie się deszcz, a raczej pada, a pogoda wcale nie kwietniowa, sypia się problemy, które w zaskakująco szybkim czasie dopisują się do listy "problemów" i te kłótnie.
   Wszystko diabli wzięli.
   Czasami chciałabym umrzeć i nie martwić się niczym. Niby mama pozbyłaby się swojego problemu, czyli mnie, którą pod wpływem mody na adopcje przygarnęła, no i rzecz jasna wzbudziłaby współczucie, przez co zainteresowanie sobą, co uwielbia.
   Dziś po wizycie w kościele zaszłam na cmentarz. Olejne wkłady zniczy już się wypaliły, więc je wymieniłam.
   Następnie zrobiłam sobie obiad i zagłębiłam się w lekturze "Dzidów".
   A teraz pójdę się myc, bo jutro mam ciężki dzień, którego wolałabym uniknąć i zaszyć się na resztę tygodnia w łóżku, ale niestety, wszechmogąca nie jestem.