środa, 4 kwietnia 2012

Dwudziesty czwarty kwietnia, środa.

Dwudziesty trzeci kwietnia, środa.


Babciu!
Kiedy tylko wrócę do domu i do pokoju, który ostatnio kojarzył mi się tylko z zimnem i samotnością przepisze ten list w właściwe miejsce, nie zostawię go na małej, niezbyt ładnej kartce. . Teraz chcę wrócić, zaparzyć sobie herbatę i spokojnie poczytać książkę. Och, muszę się nauczyć doceniać to dobro, które mimo, że wydaje się dziwne, nieswoje i obce. Z którego chcemy się wyrwać, a kiedy już uda nam się i kiedy mamy szansę na coś innego, tęsknimy za tym pokoikiem i tym ciepłem. 
Jak pewnie widzisz w moim życiu czasem lepiej, czasem gorzej, ale idę dalej i nie zatrzymuję się. Pech ciał, że musiałam wylądować w szpitalu przy tej białej, strasznie białej ścianie... 
Kocham Cię, i mam nadzieję, że Ty mnie też. 
Iga.


   Drugi dzień konfrontacji z tą dziurą, niekończącą się przepaścią. Nawet nie wiedziałam, że można tak myśleć o białej ścianie...
   -Dzień Dobry, jak się spało? - spytał ordynator, który właśnie w rutynowo białym fartuchu wszedł do mojej sali, zasłaniając widok na obiekt moich przemyśleń.
- Dobrze, czuję się już lepiej, mam złamaną nogę, prawda? - spytałam tylko dla przedłużenia rozmowy, sama wyczułam nieprzyjemną niespodziankę przy nodze- Kiedy będę wypisana?
- Myślę, że jak wszystko dobrze pójdzie, za trzy dni się rozstaniemy.
   Obejrzał dokładnie moja nogę, zbadał mnie, popatrzył na kartę informacyjną, grzecznie się pożegnał i ślad po nim zaginął, poszedł do następnego pacjenta.
    Wygodnie ułożyłam swoje trochę zdrętwiałe ciało i nerwowo zaczęłam obmyślać plan na dzisiejszy dzień, który był do przewidzenia; łóżko, ściana i ja. Przepraszam, może ktoś mnie odwiedzi...
     Schowałam ramiona pod szpitalną kołdrą, która nawet w połowie nie przypominała tej ciepłej, przesyconej naszym zapachem, zapachem domu i bezpieczeństwa. Ta wykrochmalona, sztywna i nieprzyjemna. Sięgnęłam po książkę, która ostatnio przyniosła mi Rozalia, mimo, że wybór nie był w moim repertuarze, zdecydowałam się chociaż dać temu egzemplarzowi szansę... Przekartkowałam szybką książkę, pociągając lekko nosem, w celu poczucia zapachu, tak to była nowa książka.
     Zaczytana pochłaniam kolejne strony i wymyślam kolejne sposoby na to, by było mi cieplej. I w sercu i w ciele. Jest coraz lepiej, zrozumiałam, że można stawiać pierwsze, trochę nieudolne kroki w życiu bez pomocy, choćby babci...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz