Szesnasty października, środa.
Babciu!
Wreszcie nadszedł długo oczekiwany przeze mnie czas. Uśmiecham się. Żyję pełnia szczęscia. idę ulica trzymając pomarszczone, żółty liść i po prostu sie cieszę.
Piję zieloną, czarną, albo czerwową herbatę w przezroczystym kubku i po prostu sprawia mi to radość. Że tutaj siedzę, że mogę w spokoju odpoczywać nie martwiąc się. Chemia się zbliża. Ale juz teraz wiem, że wytrzymam.
A może domyślasz się co sprawia mi tak wielką radość?
Niby tata. jej, jeszcze kilka miesięcy temu nie pomyślałabym, że zaczniemy chodzić tak po prostu na spacer. Że nie będę pamiętała o Niby mamie, która mnie zostawiła, że nadejdzie taka chwila gdy prawdziwych rodziców odłoże w niepamięć. Wreszcie nadeszła.
Kocham moje zycie a zarazem nienawidzę. Ale dziekuję.
Zawsze kocham, tęsknię i czuwam przy tym czarnym nagrobku stale.
Iga...
Park Saski. Złota jesień. Szybki bieg. Wspaniały. Nawet nie sadziłam, że dam radę. Niby tata o poranku wkraczając do mojego pokoju póxnym popołudniem obwiścił: idziemy biegać. Po prostu. Na koniec tylko uśmiech. Te krople potu spływające po czole wylały ze mnie wszystkie złe emocje. Wszystkie smutki, które trzymałam w sobie przez dłuższy czas. Dziękuję Ci losie.
Tego pięknego dnia nic nie popsuje. Czuję się niczym... orchidea. Która po długim czasie ożyła. Z suchego badyla wreszcie wyrósł pak, z którego może kiedys wyrośnie cudowny kwiat...
Dziękuję po raz wtóry Ci losie.
Babciu!
Wreszcie nadszedł długo oczekiwany przeze mnie czas. Uśmiecham się. Żyję pełnia szczęscia. idę ulica trzymając pomarszczone, żółty liść i po prostu sie cieszę.
Piję zieloną, czarną, albo czerwową herbatę w przezroczystym kubku i po prostu sprawia mi to radość. Że tutaj siedzę, że mogę w spokoju odpoczywać nie martwiąc się. Chemia się zbliża. Ale juz teraz wiem, że wytrzymam.
A może domyślasz się co sprawia mi tak wielką radość?
Niby tata. jej, jeszcze kilka miesięcy temu nie pomyślałabym, że zaczniemy chodzić tak po prostu na spacer. Że nie będę pamiętała o Niby mamie, która mnie zostawiła, że nadejdzie taka chwila gdy prawdziwych rodziców odłoże w niepamięć. Wreszcie nadeszła.
Kocham moje zycie a zarazem nienawidzę. Ale dziekuję.
Zawsze kocham, tęsknię i czuwam przy tym czarnym nagrobku stale.
Iga...
Park Saski. Złota jesień. Szybki bieg. Wspaniały. Nawet nie sadziłam, że dam radę. Niby tata o poranku wkraczając do mojego pokoju póxnym popołudniem obwiścił: idziemy biegać. Po prostu. Na koniec tylko uśmiech. Te krople potu spływające po czole wylały ze mnie wszystkie złe emocje. Wszystkie smutki, które trzymałam w sobie przez dłuższy czas. Dziękuję Ci losie.
Tego pięknego dnia nic nie popsuje. Czuję się niczym... orchidea. Która po długim czasie ożyła. Z suchego badyla wreszcie wyrósł pak, z którego może kiedys wyrośnie cudowny kwiat...
Dziękuję po raz wtóry Ci losie.